Déjà vu.

Muszę przyznać, że dziś opanowało mnie tytułowe uczucie. Odniosłem bowiem wrażenie, że z sytuacją bardzo podobną do obecnej mieliśmy na rynkach do czynienia całkiem niedawno. A dokładnie na początku stycznia. Nie chodzi tu tylko o analogię pomiędzy obecną i ówczesną konstelacją czynników rynkowych. Może nie jest to metoda konwencjonalna, ale do postawienia tezy na temat podobieństwa obecnej sytuacji do tej z początku roku skłoniło mnie również porównanie moich ostatnich komentarzy na tym blogu z tymi z początku stycznia. Właściwie dziś mógłbym rozpocząć komentarz powtarzajac pierwsze zdanie wpisu z 8 stycznia zatytułowanego Siłę rynku poznamy podczas spadku:

"Prawie 3 proc. spadek wartości średniej przemysłowej Dow Jonesa gwałtownie przerwał marzenia o hossie, którym pofolgowałem sobie we wtorek."

Owe "marzenia o hossie" to komentarz z 6 stycznia, w którym zwracałem uwagę, że jeszcze jedna niewielka zwyżka a Amerykanie będą musieli chcąc nie chcąc ogłosić trwanie nowego "rynku byka" definiowanego tradycyjnie za oceanem jako przynajmniej 20 proc. wzrost głównego indeksu giełdowego. Jakkolwiek w ówczesnym tekście byłem na tyle przytomny – tytuł ówczesnego komentarza nie był przypadkowy – by zauważyć:

"Osobiście sądzę, że ewentualny medialny szum na temat hipotetycznego przekroczenia przez obecną zwyżkę Dow Jonesa magicznego progu 20 proc., stworzyłby dla krótkoterminowych graczy dobrą okazję do zamknięcia pozycji na rynku akcji. Poziom 1000 pkt. dla S&P 500 i odpowiadające mu okolice 2000 pkt. dla WIG-u 20, to potencjalnie silne strefy oporu i wątpię, by "byki" były zdolne sforsować je już teraz."

… ale zaproponowałem również by "w celach rozrywkowych" "wyobrazić sobie", że w listopadzie rozpoczęła się na GPW nowa hossa. W tym celu uśredniłem 3 ostatnie hossy na GPW otrzymując "projekcję" rozwoju sytuacji na rynku, którą mając w pamięci to, co wydarzyło się na rynku w styczniu i lutym moźna uznać – jeśli ktoś lubi eufemizmy – za wyjątkowo nieudaną.

Już dwa dni później zachowanie rynku dosyć jednoznacznie sugerujące, że okres słabości już się zaczął, zmusiło mnie do zawieszenia rozważań o nadejściu cyklicznego ożywienia i skoncentrowaniu się na najbliższej przyszłości:

"Prawdziwą siłę rynku poznamy dopiero podczas spadków, które nadejdą po obecnej fali wzrostów. Cztery dotychczasowego fale bessy – lipiec-sierpień 2007, październik 2007-styczeń 2008, kwiecień-lipiec 2008 i wrzesień-października 2008 trwały 2-3 miesiące i miały drastyczną skalę. Przed nami okres publikacji wyników finansowych za IV kw., o których wiadomo, że będą fatalne. Pozytywne dane makrokonomiczne zostaną opublikowane – nawet w optymistycznym scenariuszu zakładającym "V-shaped" recovery naszej gospodarki – dopiero wiosną. Można więc sobie wyobrazić, że jeśli obecna zwyżka cen akcji kulminować będzie jeszcze w styczniu, to późniejszy spadek cen akcji potrwa do marca."

Ówczesną groźbę nadejścia – choćby tylko korekcyjnych – spadków zilustrowałem za pomocą "zbliżenia" mojej wcześniejszej o 2 dni "byczej" "projekcji hossy":

Przenieśmy się w czasie o 2,5 miesiąca. Amrykański rynek tym razem już bez wątpliwości generuje "formalny" sygnał hossy rosnąc w marcu o ponad 20 proc. Przez rynki przetacza się ponownie fala nadziei, że najgorsze już za nami. Ja w swym komentarzu z 25 marca umieszczam kolejną – choć już znacznie skromniejszą – "projekcję hossy" czy raczej "projekcję silnej korekty w bessie" opartą na analogii obecnej sytuacji na amerykańskim rynku z tymi z wiosny 1938 i jesieni 1974 roku. Mija kilka dni i ponownie "zachowanie rynku dosyć jednoznacznie sugerujące, że okres słabości już się zaczął" skłonił mnie to napisania… niniejszego komentarza, w którym ponownie – by podkreślić, że w krótkoterminowej perspektywie elementem tego – pozytywnego w średnim terminie scenariusza – jest jednak korekta cen akcji:

Posługując się terminologią piłkarską można powiedzieć, że mamy tu do czynienia ze "stałymi fragmentami gry". Wypada więc nieco się już zapętlając powtórzyć:

"Siłę rynku poznamy podczas spadku."

Dodaj komentarz