Coś za coś.

W jednym z komentarzy sprzed dwóch dni pan "fels1" zwrócił mi uwagę, że

"dużo szumu ostatnio na blogu się pojawiło (może dlatego że zacząłem czytać też komentarze :). Jak były wpisy rzadziej, to były bardziej przejrzyste. Wcześniej pisał Pan, że powinien być wzrost wyprzedzający lekkie ożywienie w gospodarce. Ten wzrost właśnie się realizuje i znów miał Pan rację, więc po co te wpisy o pułapkach?"

Odpowiedziałem, że to typowe zachowanie hazardzisty, który widząc, że "jego średnioterminowy zakład ma szanse się powierdzić, podnosi stawkę angażując się również w któtkoterminowe potyczki". Na razie wynik ostatniej potyczki trudno uznać za satysfakcjonujący, proponuję więc powrócić do średnioterminowej perspektywy i dopiero na tym szerszym tle spojrzeć na ostatnie wyczyny rynku.

Proponuję mianowicie zastanowić się nad NAJBARDZIEJ OPTYMISTYCZNYM SCENARIUSZEM NA TEN ROK. Taki scenariusz w praktyce musiałby zakładać gwałtowną poprawę sytuacji gospodarczej w Polsce. Siegnijmy zatem do historii i poszukajmy właśnie takiego okresu gwałtownej poprawy sytuacji gospodarczej i przyjmijmy, że w tym roku to rekordowe przyspieszenie zostanie powtórzone. Takim okresem był 1999 roku. Pomiędzy styczniem 1999 (apogeum paniki wywołanej bankructwem Rosji i ogólnego rozpoczętego w 1997 kryzysu rynków peryferyjnych) a grudniem 1999 (szczyt pokryzysowego odbicia w przemyśle) roczna dynamika produkcji przemysłowej w naszym kraju przyspieszyła z -6 proc. do +19 proc. Innymi słowy nastąpiło wtedy przyspieszenie dynamiki wzrostu (druga pochodna produkcji!) produkcji o 25 punktów procentowych w ciągu 11 miesięcy. Załóżmy optymistycznie, że taki wyczyn zostanie powtórzony w tym roku. W styczniu roczna dynamika produkcji wyniosła według GUS -15 proc. Powtórka z 1999 roku – przyspieszenie dynamiki o 25 pkt. proc. – oznaczałaby wzrost dynamiki produkcji do poziomu +10 proc. w grudniu tego roku.

Czy powtórka sytuacji sprzed dokładnie dekady jest w tym roku możliwa? Z pewnością bazowym scenariuszem powinno być przyspieszające tempo wzrostu gospodarczego. Wynika to z dwóch powodów. Po pierwsze przez najbliższe kilkanaście miesięcy polska gospodarka znajdować się będzie pod pozytywnym wpływem spadającej dynamiki stóp procentowych. Zależność ta zilustrowana została na poniższym wykresie.

 

Po drugie do przełomu tego i następnego roku analogicznie pobudzająco działać będzie rekordowe osłabienie złotego. Dlaczego do końca roku? Otóż niezależnie od tego, co zrobi złoty w przyszłości począwszy od lipca 2009 trudno będzie o dalsze osłabienie w ujęciu rocznym: od lipca ub. r. złoty rozpoczął gwałtowne osłabienie, więc już za 3-4 miesiące dynamika roczna kursów zagranicznych walut względem złotego zacznie zapewne spadać. Ponieważ zmiany kursu złotego wpływały w przeszłości na zmiany produkcji przemysłowej z opóźnieniem wynoszącym średnio 5-6 miesięcy, to pierwszych negatywnych skutków umocnienia złotego (w ujęciu rocznym!) oczekiwać można w 5-6 miesięcy od lipca tego roku, czyli właśnie do przełomu lat 2009/2010. W praktyce oznacza to, że na ożywienie w gospodarce mamy zapewne góra 4 kwartały (tak jak w latach 1999-2000). Przedstawione zależności sugerują osiągnięcie pod koniec roku nawet kilkunastoprocentowych dynamik produkcji przemysłowej, ale my „wiemy”, że w najlepszym przypadku będzie to +10 proc. w grudniu. Przyjęcie czegoś więcej byłoby zakładaniem, że ten rok będzie z punktu widzenia skali przyspieszenia tempa wzrostu gospodarczego lepszym niż najlepszy w historii, a tego nie chcemy robić, by nie zostać posądzonym o nierealistyczny optymizm.

Dlaczego akurat koncentracja na produkcji przemysłowej? Wytłumaczeniem jest bardzo piękna zależność łącząca w przeszłości zmiany produkcji przemysłowej i zmiany cen akcji. Z zależności tej można odczytać oczekiwaną wartość dynamiki rocznej WIG w przypadku materializacji się owej 10 proc. dynamiki produkcji w grudniu. Jak widać powtórka sytuacji z 1999 roku – rekordowo szybkiego przyspieszenia tempa wzrostu po kryzysie – przekładałaby się na wzrost cen akcji o ok. 1/3 w ujęciu rocznym. Odnosząc to do WIG-u 20 otrzymujemy prognozę wzrostu wartości tego indeksu do poziomu o 1/3 wyższego niż ten obserwowany pod koniec 2008 roku. Jak wiemy WIG-20 kończył ubiegły rok na poziomach niższych niż 1900 (1900 to nawiasem mówiąc kluczowy poziom oporu w najbliższych miesiącach). 1/3 ponad poziomy nie wyższe niż 1900, to maksymalnie 2500. 2500 dla WIG-u 20 byłby zatem orientacyjnym celem dla WIG-u 20 na koniec tego roku PRZY ZAŁOŻENIU POWTÓRZENIA W TYM ROKU PRZYPADKU REKORDOWEGO PRZYPIESZENIA TEMPA WZROSTU GOSPODARCZEGO.

 

 

Jeśli przyjmiemy 2500 jako cel na grudzień, to możemy sobie wyrysować linię trendu prowadzącą od lutowego dołka na poziomie 1327 do grudniowego szczytu.

 

Co ciekawe ten hipotetyczny trend na 2009 rok przypomina do złudzenia wcześniejsze projekcje wyznaczane na podstawie analogii sytuacji na Wall Street z latami 1938 i 1974. Na ich podstawie można prognozować 7-8 miesięczny wzrost cen akcji. 7-8 miesięcy od marcowego dołka na NYSE, to właśnie przełom tego i następnego roku.

W rzeczywistości rynek będzie się oplatał wokół tej linii trendu (jeśli oczywiście ma ona jakiekolwiek odniesienie do rzeczywistości). Nadmierne odchylenia w górę od tej linii trendu zachęcać powinny do ostrożności, gdyż sugerować będą rosnące prawdopodobieństwo nadejścia korekty spadkowej o skali sugerowanej przez wielkość odchylenia od linii trendu. Odwrotnie, nadmierne odchylenia w dół od tej linii trendu zachęcać powinny do zwiększonej agresywności przy zajmowaniu długich pozycji na rynku, gdyż sugerować będą rosnące prawdopodobieństwo nadejścia fal wzrostowej o skali sugerowanej przez wielkość odchylenia od linii trendu. Na powyższym wykresie próbowałem umieścić obie linie równoległe  do głównej linii hipotetycznego trendu na 2009 rok wyznaczonej na podstawie najbardziej optymistycznego scenariusza dla gospodarki w odległości mniej więcej 20 proc. powyżej i poniżej owej linii trendu.

Ponieważ ta linia trendu rośnie w tempie mniej więcej 6,2 proc. na miesiąc, to po dwóch miesiącach zwyżki WIG-20 "powinien być" ok. 12,8 proc. powyżej lutowego dołka czyli na poziomie ok. 1497 pkt. Tymczasem WIG-20 jest po czwartkowej sesji powyżej tego dołka już o 34,5 proc. mając wartość 1785 pkt. Gryby rynek zechciał powrócić do linii trendu, to musiałbym spaść o ponad 16 proc. Gdyby rynek chciał czekać na ową rosnącą linię trendu, dla której da się znaleźć uzasadnienie fundamentalne wywiedzione z rekordowo optymistycznego scenariusza dla gospodarki, to musiałby stać miejscu do lipca.  Jak widać z powyższych rozważań nawet przyjmując optymistyczny scenariusz średnioterminowy (i to oparty na założeniu o rekordowo szybkim tempie poprawy sytuacji gospodarczzej) obecna pozycja rynku jest już wyraźnie odchylona w górę od tego, co da się tym optymistycznym scenariuszem uzasadnić.  Na koniec trzeba jednak zwrócić uwagę, że tego typu zachowanie – dyskontowanie podczas pierwszej szybkiej i silnej fali wzrostowej  niejako "z góry" kilku następnych kwartałów ożywienia gospodarczego – jest raczej normą niż anamalią. Konsekwencją takiego zachowania rynku jest konieczność – po zakończeniu pierwszego kilkutygodniowego impulsu wzrostowego – odcierpienia przez rynek wielomiesięcznego korekcyjnego "kaca". Brak "małej" kilkutygodniowej korekty do przedstawionej linii trendu (1500) w kwietniu, oznaczać będzie zapewne konieczność wystąpienia "dużej" kilkumiesięcznej korekty latem. Coś za coś.

 Do tej kwestii trzeba będzie powrócić w przyszłym tygodniu. Na razie Wesołych Świąt Wielkanocnych!

Dodaj komentarz