Katastrofiści z MFW.

W ubiegłym tygodniu krajowe gazety na pierwszych stronach komentowały prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego dla Polski. Według MFW polska gospodarka skurczy się w tym roku o 0,7 proc. Gdyby tak się stało mielibyśmy do czynienia  z pierwszą od 1991 formalną recesją w polskiej gospodarce. Kwietniową prognozę MFW można by zlekceważyć jako wyraźnie sprzeczną ze wskazaniami takich – względnie wiarygodnych w przeszłości wskaźników wyprzedzających koniunktury gospodarczej takich jak zmiany stóp procentowych czy zmiany kursu złotego. Można by również zasugerować, że MFW nie jest być może najbardziej wiarygodnym źródłem prognoz ekonomicznych. W końcu jeszcze pół roku temu instytucja ta prognozowała dla Polski 3,8 proc. tempo wzrostu PKB w 2009 roku. Ponieważ jednak "kto się nigdy nie mylił się w prognozach, niech rzuci kamieniem", a w dodatku czasy mamy nietypowe, a kryzys ma charakter globalny, więc można argumentować, że tego typu proste lokalne zależności tym razem nie zadziałają (słaby złoty nie pobudzi przemysłu z powodu strat poniesionych na wystawianiu opcji, spadek stóp nie będzie stymulował wzrostu ze względu na skok marż kredytowych itd.). Proponuję więc zastanowić się nad scenariuszami rynkowymi, które najprawdopodobniej zostałyby zwodowane w przypadku, gdyby pesymistyczny scenariusz makroekonomiczny spłodzony przez ekonomistów MFW się jednak zmaterializował.

Trzeba zacząć od punktu wyjścia. W IV kw. 2008 roku tempo wzrostu PKB według Głównego Urzędu Statystycznego wynosiło ciągle jeszcze 2,9 proc. Nie ma jeszcze danych za I kw., ale są oczywiście prognozy oraz dane miesięczne GUS na temat produkcji przemysłowej, produkcji budowlano-montażowej oraz sprzedaży detalicznej. Wiceminister finansów Dominik Radziwiłł stwierdził 20 kwietnia, że "wskaźnik dynamiki PKB w I kw. 2009 powinien być w granicach 1 proc". Z kolei 24 kwietnia inny wiceminister – Ludwik Kotecki – powiedział: :„szacujemy, że PKB w I kw. tego roku wzrośnie w granicach 1,3-1,5 proc., jest to całkowicie przyzwoity wzrost biorąc pod uwagę sytuację w strefie euro. W drugim kwartale może to być niższy wzrost, pogorszenie nie będzie jednak znaczące”.      Te prognozy członków rządu są bliskie średniej z prognoz ekonomistów banków, która według agencji Bloomberg dla rocznej zmiany PKB w I kw. wynosi 1,45 proc.       

Znamy też już miesięczne dane GUS na temat produkcji – przemysłu i budownictwa – oraz sprzedaży detalicznej za marzec. Po publikacji słabszych od oczekiwań danych na temat sprzedaży detalicznej w marcu (w cenach stałych spadek o 1,4 proc. r/r) ekonomiści obniżali prognozy tempa wzrostu PKB w I kw. do przedziału 0,5-0,9 proc.

 

Na podstawie miesięczny danych GUS na temat produkcji w przemyśle, budownictwie i  sprzedaży detalicznej można podjąć próbę oszacowania tempa wzrostu PKB. Prosty model przedstawiony na poniższym wykresie oparty na danych miesięcznych daje nieco wyższe prognozy od wspomnianych powyżej. Model jest na tyle mało precyzyjny, że prognozę 1,7 proc. tempa wzrostu można uznać za zawyżoną, ale jest to kolejna liczba sugerująca, że w I kw. ciągle nie mieliśmy do polskiej gospodarce do czynienia z recesją.

  

Można więc przyjąć, że znamy punkt wyjścia czyli roczne tempo wzrostu w I kw. na poziomie 0,5-1 proc. Uzyskanie IMF-owego -0,7 proc. na koniec roku wymaga zatem zatem jakiegoś kolejnego załamania tempa wzrostu gospodarczego w drugim półroczu. Ponieważ w przeszłości wyprzedzenie dynamiiki rocznej cen akcji w stosunku do zmian PKB wynosiło średnio ok. 5 miesięcy, to przekładałoby się to prognozę osiągnięcia przez zmianę roczną wartości WIG-u poziomu o przynajmniej 60 proc. niższego niż latem ub. r. Latem 2008 WIG-20 wahał się w strefie 2278-2754. Spadek z tego poziomu o 60 proc. oznaczałoby osiągnięciu przez WIG-20 latem tego roku poziomu 1000 pkt.

Dla takiej katastrofalnej wizji można w historii rynków akcji ostatnich lat dwie adekwatne ilustracje.  Dla trwającego od półtora roku procesu pękania spekulacyjnej „bańki” z poprzednich lat istnieją interesujące analogie historyczne. Przede wszystkim można ten proces porównać do dynamiki indeksu Nasdaq z początku bieżącej dekady.  W ciągu pierwszego półtora roku krach na rynku Nasdaq przyjął postać praktycznie „bezkorekcyjnego” załamania o ok. 60 proc. Dopiero kulminacja paniki, która nastąpiła po atakach z 11 września i wymusiła agresywne poluzowanie polityki pieniężnej na świecie (patrz wprowadzenie „quantitative easing” w Japonii analogiczne do podobnych kroków innych banków centralnych z ostatnich tygodni), poprzedziła silne kilkudziesięcioprocentowe odbicie cen akcji górę trwające 2-3 miesiące. Niestety ten niosący nadzieje na trwałe przełamanie bessy wzrost skończył się na przełomie 2001 i 2002 roku, a następnie przez kolejne 3 kwartały ceny akcji na rynku Nasdaq ponownie wznowiły spadek potwierdzony od strony fundamentalnej latem 2002 upadkami takich firm jak WorldCom.  Dno bessy wypadło ostatecznie na poziomie o prawie połowę niższym niż szczyt owej silnej korekty rozgrywającej się pomiędzy 18-tym a 22-im miesiącem bessy. Na poniższym wykresie te wydarzenia sprzed ponad 7 lat zostały nałożone na wykres indeksu STOXX Euro Zone Blue Chip 50 z ostatnich 2 lat.   

 

Drugą historyczną analogią, którą można zastosować do obecnej sytuacji jest kryzys azjatycki. Na poniższym wykresie  można obejrzeć porównanie WIG-u z ostatnich 2 lat nałożony został indeks cen akcji tych giełd Azji Południowo-Wschodniej, które najbardziej ucierpiały w trakcie trwania kryzysu (Filipiny, Indonezja, Korea Południowa, Malezja oraz Tajlandia). I tu ponownie obserwujemy podobny wzorzec: po 1,5-rocznym spadku cen akcji o ponad połowę nadchodzi dynamiczne 2-miesięcznej odreagowanie o kilkadziesiąt procent w górę, po czym bessa powraca kulminując pół roku później kryzysem rosyjskim oraz upadkiem funduszu LTCM.  Również w tym przypadku ostatnia fala bessy to spadek cen akcji mniej więcej o połowę.   

Analogia obecnej sytuacji w rejonie Europy Środkowej i Wschodniej do kryzysu azjatyckiego z lat 1997-98 już raz okazała się użyteczna. Złoty nadal porusza się zgodnie z wzorcem przerabianym podczas kryzysu sprzed dekady przez waluty krajów Azji Południowo-Wschodniej. Wtedy zakończenie paniki na azjatyckich rynkach walutowym nie przeszkodziło jednak przedłużeniu się bessy na rynkach akcji o kolejne 3 kwartały – kolejnym ciosem, który nadszedł latem 1998 okazało się bankructwo Rosji. Ponieważ teraz źródłem kryzysu są kraje rozwinięte – "Emerging Markets" ciągle jeszcze mają rezerwy nagromadzone w latach surowcowego boom-u – ewentualnego wtórnego negatywnego szoku – gdyby miał nastąpić – należałoby poszukiwać raczej w Europie Zachodniej. Ze względu na przesunięcie w fazie polityki pieniężnej w strefie euro i USA – ostatnia podwyżka stóp ECB w czerwcu 2008 przy stopach FED spadających już od września 2007) oraz występujące opóźnienia w transmisji impulsów monetarnych do realnej gospodarki, to właśnie strefa euro mogłaby stać się potencjalnym źródłem jakichś negatywnych niespodzianek latem tego roku.

Jak widać dla makroekonomicznego scenariusza Międzynarodowego Funduszu Walutowego można znaleźć w okresie minionych kilkunastu lat  dwie dosyć dobre rynkowe ilustracje.  Opisując taki pesymistyczny scenariusz w kategoriach teorii Elliota bylibyśmy zmuszeni wzrosty trwające na rynku potraktować jako falę 4-tą poprzedzającą ostatnią – 5-tą – falę bessy.  Tłumaczenie scenariusza makroekonomicznego IMF na kategorie techniczne idealnie wpisywałoby się w  sezonowy schemat „sell in May, go away on holiday”.  

Nie trzeba dodawać, że taki scenariusz stoi z całkowitej sprzeczności ze scenariuszem reflacyjnej korekty na rynkach i cyklicznego ożywienia w gospodarce, który raz po raz powracał w ostatnich miesiącach w komentarzach zamieszczanych na tym blogu (choćby tu albo tu). Najpóźniej latem tego roku każdy aktywny uczestnik rynku będzie musiał powiedzieć się za którymś z tych wzajemnie sprzecznych scenariuszy (lub wybrać jakąś wersję pośrednią). Powyżej starałem się pokazać, że pytanie o losy rynku akcji w II półroczu jest w gruncie rzeczy pytaniem o tempo wzrostu gospodarczego pod koniec tego roku. To zaś w dużej mierze jest z kolei praktycznie tożsame z pytaniem o zachowanie rynku surowców w tym roku, czy ogólnie pytaniem o tegoroczne zmiany oczekiwań inflacyjnych na świecie. W najbliższych tygodniach będę starał się w tym miejscu poddać pod dyskusję argumenty, który pozwoliłyby zważyć prawdopodobieństwa obu scenariuszy: deflacyjnego i reflacyjnego.

Dodaj komentarz