Analogia potwierdzona.

W swoich komentarzach z drugiej połowy marca (Najlepiej od września 1939 – cz.1 oraz Najlepiej od września 1939 – cz.2) przedstawiłem analogię obecnej sytuacji na amerykańskim rynku akcji do tych z wiosny 1938 oraz końca 1974 roku. Analogia, jak analogia. Ktoś sceptycznie nastawiony może zawsze odpowiedzieć, że świat w którym żyjemy obecnie jest tak odmienny od tego sprzed 34 lat, nie mówiąc już o tym sprzed lat 71, że wszelkie tego typu porównania oparte na powierzchownym podobieństwie zachowania rynku czy nawet analogiach pomiędzy konfiguracjami makroekonomicznymi mogą być li tylko zabawą. Tymczasem dokonania amerykańskiego rynku w kwietniu przyniosły zadziwiające potwierdzenie tej analogii, które każe podejść do zastrzeżeń sceptyków z rezerwą. Otóż po miesięcznym wzroście wartości indeksu Standard&Poor’s 500 o 8,5 proc. w marcu (nawiasem mówiąc największym tego typu skoku o października 2002, czyli ostatniego miesiąca 31 miesięcznej bessy z początku dekady), kwiecień przyniósł kontynuację wzrostów cen akcji. W minionym miesiącu S&P 500 zyskał kolejne 9,4 proc. (to dla odmiany największy wzrost od … marca 2000, czyli pierwszego miesiąca bessy z lat 2000-2002). W efekcie tej szarży byków łączna dwumiesięczna zwyżka S&P  w marcu i kwietniu wyniosła +18,7 proc.

I teraz zaczyna się najlepsze. Te +18,7 proc. to największy dwumiesięczny wzrost od … lutego 1975 roku. Wtedy – 34 lat temu – łączna zwyżka wartości S&P 500 wyniosła +19 proc. Nigdy późnej S&P nie notował podobnej dynamiki w trakcie dwóch kolejnych miesięcy. Nigdy, aż do marca i kwietnia tego roku. Ale to nie wszystko. Również przed 1975 na giełdzie nowojorskiej podobna 2-miesięczna dynamika tego indeksu nie zdarzała się często. By znaleźć podobny przypadek trzeba cofnąć się – tak, tak – do lipca 1938 roku. W czerwcu i lipcu 1938 roku S&P skoczył łącznie aż o 33 proc.

Otrzymawszy od rynku tak niezwykłe potwierdzenie zasadności porównywania obecnej sytuacji do dwu poprzednich okresów wypadających w 9-tym roku bessy na NYSE w ujęciu realnym (po uwzględnieniu tempa inflacji mierzonego CPI) możemy z większym zaufaniem podejść do wniosków płynących z tej analogii, a zarazem dokonać nowych oszacowań.  Z przedstawionych pod koniec marca "nakładanek" opartych na tej analogii płynęła sugestia, że w tym roku S&P ustanowi szczyt odbicia w strefie 1100-1200 pkt. w okolicach października, jeśli zastosować wzorzec z 1938 roku…

… lub też w okolicach grudnia, jeśli rozwój sytuacji na rynku miałby przebiegać podobnie do tego, co działo się w 1975 roku:

 

Teraz dzięki uprzejmiej podpowiedzi rynku "wiemy", że kwiecień był odpowiednikiem lutego 1975 oraz lipca 1938. W 1975 roku szczyt odbicia nastąpił w lipcu. W 1938 roku wzrosty trwały do listopada. Od lutego 1975 do lipca 1975 minęło 5 miesięcy. Od lipca 1938 do listopada 1938 minęły 4 miesiące. To daje nieco wcześniejszą – sierpniowo-wrześniową – szacunkową datę końca trwającego od marca odbicia cen akcji na Wall Street. Przesunięcie z jesieni na lato oczekiwanego końca zwyżki nie jest może najlepszą informacją dla posiadaczy akcji, ale ponieważ jak widać na powyższych wykresach struktura krótkoterminowych ruchów S&P odbiega od wzorców z lat 1938 i 1974-75 proponuję nie przywiązywać na razie do tego nadmiernej wagi. Zastanawiać się co z tym fantem zrobić można będzie ewentualnie w przypadku przekroczenia przez indeks poziomu 1100 pkt. Na razie odchylenie in plus od przedstawionych wzorców jest z jednej strony potwierdzeniem siły rynków, a z drugiej strony nastraja trochę sceptycznie co do możliwości utrzymania dotychczasowego tempa praktycznie pozbawionego poważniejszych korekt wzrostu. Posiadając "praktyczną pewność" co do zasadności tej historycznej analogii można zacząć wypatrywać jej potwierdzenia w sferze makroekonomicznej. W 1938 roku depresja w przemyśle amerykańskim kulminowała w maju, a więc na miesiąc przez czerwcowo-lipcowym skokiem cen akcji w górę o jedną trzecią. W 1975 roku również maj przyniósł dno recesji. Wtedy dwumiesięczny skok cen akcji analogiczny do tego z marca-kwietnia b.r. nastąpił już na 3-4 miesiące przed apogeum recesji.

Te przykłady pokazują jak bardzo bezcelowe jest opieranie prognoz dla rynku akcji na publikowanych oficjalnych danych makroekonomicznych. Zwykle zanim jakakolwiek poprawa koniunktury w gospodarce staje się oczywista na podstawie publikowanych statystyk, rynek ma już za sobą połowę wzrostów. Nasza analogia pozwala oczekiwać, że tym razem apogeum recesji w amerykańskim przemyśle wystąpi(ło) pomiędzy lutym a lipcem tego roku.

Tak się całkiem przypadkowo składa, że w minionym tygodniu opublikowane zostały w USA dane, na podstawie których można "udowodnić", że gospodarka USA właśnie minęła apogeum recesji. Ale o tym w następnym komentarzu. Jeśli ktoś nie chce czekać, to odsyłam do mojego ostatniego Raportu tygodniowego.

Dodaj komentarz