Dziś o 14:30 poznamy pierwsze wyniki prac amerykańskich statystyków pracujących dla Departamentu Pracy i pieczołowicie obliczających wartość PKB w USA w II kw. Konsensus ekonomistów oczekuje spadku PKB o 1,6 proc. Tak naprawdę oznacza to, że spodziewany jest spadek produktu o 0,4 proc. w porównaniu do I kw., Amerykanie mają bowiem dziwaczny zwyczaj podawania statystyk PKB w zannualizowanej formie (czyli podawane jest roczne tempo wzrostu, które pojawiłoby się, gdyby dana zmiana kwartalna powtórzyła się przez 4 kolejne kwartały). W I kw. wartość amerykańskiego PKB wyniosła (w cenach z 2005 roku) 11,36005 tysięcy miliardów dolarów. Spadek z tego poziomu o 0,4 proc. dawałby PKB o wartości 11,31506 tysięcy miliardów USD. Ponieważ PKB USA ustanowił szczyt akurakt w drugim kwartale ub.r. (na poziomie 11,7274 bilionów USD) zmiana roczna osiągnęłqby w przypadku materializacji średnich oczekiwań ekonomistów poziom -3,5 proc. Ponieważ osobiście wolę pracować z rocznymi dynamikami różnych parametrów rynkowych proponuję zabawić się przez chwilę w amerykańskiego ekonomistę i zrobić sobie rundkę przez kilka wskaźników, który mogą być użyte do prognozowania tempa wzrostu gospodarczego w USA. Jest to tylko zabawa, bo skądinąd wiadomo, że dane te zostaną jeszcze wielokrotnie zmodyfikowane przez Departament Pracy. W przeszłości często po kilku latach okazywało się, że ze względu na zastosowane zmiany metodologii nowa wersja statystycznej “rzeczywistości” okazywała się zupełnie odmienna od tej, którą się wcześnie wszyscy ekscytowali.
Niezależnie od powyższych zastrzeżeń dane z 14:30 zostaną zapewne przez spekulantów potraktowane jako pretekst za kupowania lub sprzedawania akcji czy kontraktów terminowych na indeksy giełdowe, ale tak naprawdę ewentualna reakcja rynku na dzisiejsze dane będzie raczej mało sensowna, gdyż rynek kwestią wzrostu gospodarczego w II kw. 2009 przejmował się gdzieś pod koniec 2008 roku. Taki wniosek płynie z faktu, że najwyższa wartość współczynnika korelacji (0,625) pomiędzy zmianami PKB a zmianami wartości indeksu S&P 500 pojawia się – w okresie minionych 20 lat – przy wyprzedzeniu ze strony indeksu giełdowego wynoszącym ok. 4 miesięcy. Nie od dziś rynek akcji jest znany jako dobry wskaźnik wyprzedzający koniunktury gospodarczej. Wykorzystując tę zależność można stworzyć prosty model dynamiki rocznej PKB.
Z modelu nie będziemy zadowoleni, bo jego przebieg sugeruje, że rynek akcji niekoniecznie przejął się aż tak bardzo największą od 27 lat skalą załamania tempa wzrostu gospodarczego zanotowaną w I kw. tego roku, co jest sprzeczne z naszymi odczuciami. Na wszelki wypadek tę samą procedurę przeprowadziłem dla najlepiej korelującego ze zmianami PKB indeksu sektorowego (“Consumer Discretionary”) i dla szerokiego indeksu małych spółek wzrostowych (Russell 3000 Growth Index, poniżej), ale wynik był mniej więcej taki sam: rynek akcji od pewnego momentu przestał przejmować się spadkiem PKB, a jego ostatnie zachowanie sugeruje dyskontowanie wzrostu gospodarczego wynoszącego ok. +1,5 proc., a nie -3,5 proc. Coś tu ewidentnie nie gra.
No ale rynek akcji ma swoje dziwactwa. Zerknijmy zatem na coś bardziej konkretnego. Na przykład na wydatki osobiste Amerykanów (“personal consumption expenditures”) w cenach stałych. Oto model dynamiki rocznej PKB oparty na tych danych:
Tu już przynajmniej uzyskaliśmy jakąś recesję w II kw., które jednak ciągle jest daleko do 3,5 proc. załamania r/r, które jest potrzebne, żeby uzyskać dziś o 14:30 spadek kwartalnego zannualizowanego tempo spadki o 1,6 proc.
W poszukiwaniu naszej depresji docieramy do danych o sprzedaży detalicznej, które – ponieważ podawane są w cenach bieżących – musimy jakoś urealnić i z braku lepszego pomysłu stosujemy do tego indeks cen detalicznych czyli CPI. Efekt podobny jak przy wydatkach konsumentów – nędzny:
Naszą zagubioną depresję odnajdujemy szczęśliwie dopiero stosując starą dobrą produkcję przemysłową. Model oparty na zmianach produkcji dał spadek o 3,1 proc. w kwietniu oraz 3,4 proc. w maju i czerwcu. Oczekiwanego przez ekonomistów -3,5 proc. r/r nie udało mi się uzyskać, ale dobre i to. A wydawało się, że przemysł w gospodarce USA nie ma już takiego znaczenia.
No dobrze, ale skończmy te wykopaliska archeologiczne. Dla rynku akcji ważne jest tempo wzrostu gospodarczego za kilka miesięcy, nie to sprzed kilku miesięcy. Co mówią wskaźniki, które możemy racjonalnie podejrzewać o to, że podpowiadają nam coś na temat najbliższej przyszłości?
Zacznijmy od opinii przedsiębiorców na temat koniunktury. Tak wygląda model oparty na comiesięcznych sondażach ISM – ISM Manufacturing dla przemysłu i ISM Non-Manufacturing dla sektora usług:
Jeśli zapytamy o zdanie szefów amerykańskich firm (mamy taką możliwość raz na kwartał dzięki uprzejmości Conference Board), to otrzymamy zaskakującą odpowiedź, że ich poziom zaufania (“CEO confidence”) jest najwyższy od 2006 roku, co jest historycznie spójne z 3 proc. tempem wzrostu w ostatnim kwartale tego roku:
Ale pewnie szefowie amerykańskich firm są obrzydliwie bogaci, co powoduje, że skłonni są postrzegać przyszłość w różowych barwach. Zobaczmy zatem dla porównania, co dzieje się z liczbą osób, które zwolnione przez owych optymistycznych szefów, znalazły się na zasiłku dla bezrobotnych. Na poniższym wykresie przedstawiony został stosunkowo wiarygodny model dynamiki PKB w USA oparty na 4-tygodniowej średniej z liczby nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Miesiąc temu rozpisywałem się na temat sytuacji na amerykańskim rynku pracy (“Zatrudnienie w USA, a giełda polska“) sugerując, że spadająca liczba ogłaszanych przez amerykańskie firmy zwolnień pracowników zapowiada rychły spadek liczby nowych wniosków o zasiłek. Taki spadek rzeczywiście nastąpił i w chwili obecnej roczna dynamika “jobless claims” osiągnęła już poziomy historycznie spójne z DODATNIM wzrostem gospodarczym w USA już we wrześniu tego roku!
Podobne wnioski podsuwa model oparty na zachowaniu rynku obligacji korporacyjnych. Tu trwające od połowy grudnia załamanie wysokości spread-ów obligacji (największe półroczne w historii w ujęciu puntowym!) oznaczające normalizację sytuacji na rynku obligacji korporacyjnych i odzyskiwanie przez firmy możliwości finansowania się na tym rynku, przekłada się na oczekiwania powrotu rocznego tempa wzrostu gospodarczego w USA do dodatnich wartości jeszcze tego lata.
Na podstawie powyższego przeglądu podstawowych wskaźników dochodzę do wniosku, że jeśli “niedźwiedzie” chcą się ponapawać informacjami o spadającym PKB w USA, to dziś o 14:30 będą mieli – przy pewnej dozie szczęścia – ostatnią ku temu okazję przed dłuższą – 2-letnią? – przerwą.