Wróżenia z bezrobotnych ciąg dalszy.

Wśród różnych wątków, które starałem się śledzić na tym blogu, były dwa, których połączenia chciałbym dokonać w niniejszym komentarzu. Pierwszym z nich była analogia pomiędzy obecną sytuacją na amerykańskim rynku akcji a tym, co działo się na NYSE w 1975 roku (i 1938 roku). Na temat tej analogii tak pisałem w grudniu ub. r.:

Zanim jednak do tego załamania realnego poziomu cen akcji w USA o mniej więcej połowę dojdzie, powinno nastąpić silne odreagowanie ostatniej deflacyjnej paniki analogiczne do tych, które podnosiły realną wartość DJIA o 46 proc. pomiędzy grudniem 1974 a czerwcem 1975 oraz o 60 proc. pomiędzy marcem a listopadem 1938.  Oba te odreagowania cen akcji w górę rozpoczynały się odpowiednio po 8 latach i 7 miesiącach oraz 8 latach i 11 miesiącach po ustanowieniu przez realną wartość DJIA cyklicznego szczytu. Obecne od szczytu DJIA ze stycznia 2000 roku minęło już 8 lat i 10 miesięcy… ” 

Ta analogia znalazła piękne potwierdzenie w marcu i kwietniu , kiedy to S&P 500 zanotował największą dwumiesięczną zwyżkę (+18,7 proc.) od … lutego 1975 roku:

Drugim z wątków, który chciałem przywołać, jest kwestia znaczenia sytuacji na amerykańskich rynku pracy dla rynków akcji, o której pisałem w tekście “Zatrudnienie w USA a giełda polska” . Jak starałem się tam pokazać, że cotygodniowych danych z USA na temat liczby osób pobierających w tym kraju zasiłek dla bezrobotnych można używać do wróżenia  dynamiki wzrostu gospodarczego w Stanach Zjednoczonych. W tamtym tekście znalazł się wykres modelu dynamiki PKB w USA opartego na 4-tygodniowej średniej z liczby nowych wniosków o zasiłek (“initial jobless claims”), która to średnia w okresie minionych 20 lat wyprzedzała zmiany PKB o średnio 8 tygodni. Jeśli za cenę znaczącego zmniejszenie obserwowanego wyprzedzenia chcemy nieco poprawić dokładność naszych prognoz możemy zamiast liczby nowych wniosków użyć łącznej liczby osób pobierającej zasiłek w USA (“continued jobless claims”). Zmiany dynamiki rocznej tej serii w okresie minionych 20 lat wyprzedzały zmiany dynamiki rocznej PKB średnio o 1 tydzień, ale wartość współczynnika korelacji wynosiła aż 0,837. Model oparty na tej drugiej serii danych przedstawiony został na poniższym rysunku:

 

Ten prosty model pozwala obecnie sięgnąć wzrokiem raptem do połowy sierpnia (czyli praktycznie 2 tygodnie wstecz). Pomimo trwającego tu od czerwca wzrostu sugerowana przez model dynamika roczna PKB była dla połowy bieżącego miesiąca ciągle ujemna (rzędu -1,7 proc. wobec -4,2 proc. wg modelu pod koniec maja i wobec -3,9 proc. r/r w II kw. 2009 wg  oficjalnych danych). Nieco mniej dokładny w przeszłości model oparty na “initial jobless claims” czyli nowych wnioskach o zasiłek dla bezrobotnych pozwala “widzieć” to co wydarzy się z tempem wzrostu gospodarczego w USA dopiero w połowie października. Wtedy – jeśli wierzyć temu narzędziu – będziemy mieli już do czynienia – po trwającej niecały rok przerwie – ze wzrostem gospodarczym w ujęciu rocznym (w granicach +0,9 proc.):

 

Można to porównać to wskazań modelu PKB dla naszego kraju opartego na miesięcznych danych GUS na temat produkcji przemysłowej, produkcji budowlano-montażowej oraz sprzedaży detalicznej (urealnionej CPI). Dzięki dobrym danym na temat sprzedaży detalicznej model pokazał w lipcu roczne tempo wzrostu PKB na poziomie +3,2 proc. Ponieważ zarówno w I kw. jak i w II kw. wskazania tego modelu okazywały się o 0,9 pkt. proc. zawyżone w stosunku do danych podawanych później przez GUS, to można ostrożnie założyć, że III kw. rozpoczął się od ok. 2,3 proc. dynamiki rocznej PKB.

 

 

 

 

 

 

Ale nie o wzroście gospodarczym w USA czy w Polsce chciałem tym razem.  Danych na temat liczby Amerykanów pobierających zasiłek dla bezrobotnych można bowiem użyć w znacznie prostszy sposób:

 

 

Jak widać wyraźnie analogia “2009=1975”, która wcześniej pojawiała się przy analizie wielkoskalowej struktury technicznej indeksu S&P 500, a która została w marcu i kwietniu potwierdzona przez dynamikę wzrostu cen akcji, tym razem powraca niespodziewanie od strony rynku pracy. Po raz ostatni równie wysoki skok liczby osób na zasiłku w USA jak ten z minionego roku miał bowiem miejsce właśnie w latach 1974-75. Obecny – sygnalizujący ożywienie gospodarcze – gwałtowny spadek liczby osób na zasiłku to zaś oczywista kopia analogicznego spadku, który nastąpił w 1975 roku.

Ośmieleni tym kolejnym potwierdzeniem początkowej hipotezy możemy zrobić zoom do 1975 roku i porównać tegoroczne zachowanie S&P z tym sprzed 34 lat:

 

Oczywiście powyższy wykres należy traktować raczej jako zabawę historią niż poważną prognozę. Tym niemniej ze względu na nagromadzenie różnego rodzaju analogii do ówczesnej sytuacji ten schemat sprzed 34 lat można – z braku lepszych pomysłów – traktować jako wskazówkę na temat zachowania rynku w następnych dniach, tygodniach, miesiącach a nawet latach.

Gdyby więc tę analogię potraktować poważnie i założyć, że utrzymywać się będzie nadal, otrzymalibyśmy kilka wniosków:

Po pierwsze: obecne – trwająca od marca – zwyżka cen akcji zakończy się dopiero za ok. 29 sesji, czyli dopiero w pierwszej połowie października.

Po drugie: krótkoterminowy potencjał wzrostowy jest raczej ograniczony (S&P wzrośnie jeszcze jedynie do okolic poziomu powiedzmy 1060 pkt.). 

Po trzecie: jesienna korekta będzie miała na S&P ok. 14 proc., potrwa mniej więcej 2 miesiące i sprowadzi indeks w grudniu do poziomu nieco wyższego od tego zanotowanego w dołku z 10 lipca (S&P miał wtedy wartość 891 pkt., WIG-20 1790 pkt.).

Po czwarte: jesienny spadek będzie – przynajmniej w USA – jedynie korektą większego impulsu wzrostowego na rynku akcji, który potrwa przez następny rok, choć pod względem skali wzrostu będzie nieco słabszy od tegorocznego (w ujęciu procentowym zwyżka od grudnia 2009 będzie miała ok. 60 proc. skali zwyżki od marca do października 2008, czyli upraszczając od grudnia 2009 S&P 500 wzrośnie jeszcze o 38 proc.).

I po piąte: półtoraroczna bessa z lata 2010-2012 będzie łagodna – w praktyce sprowadzi ceny akcji do poziomów nieznacznie niższych niż obecne.

Koniec zabawy.

Proponuję początkowe i końcowe wnioski traktować z większym dystansem niż środkowe: na krótką metę rynek może sobie robić co chce, z kolei stawianie prognoz długoterminowych obarczone jest zwykle – o ile nie ma się dostępu do porządnej przyprawy – dużą niedokładnością ze względu na nieuchronne pojawianie się – szybko zyskujących na znaczeniu – nowych zjawisk, o których istnieniu nie miało się pojęcia w momencie stawiania prognozy.

Z kolei związek powyższych wniosków z sytuacją rynku akcji w naszym kraju należy traktować jako stopniowo coraz luźniejszy w miarę wydłużania się horyzontu czasowego. W perspektywie najbliższych tygodni przełożenie sytuacji na Wall Street na GPW powinno być prawie idealne, natomiast powiedzenie tego samego o sytuacji za 2-3 lata byłoby już obarczone sporym ryzykiem.

Dodaj komentarz