W – poprzednim komentarzu – omawiałem aktualną pozycję rynków w ramach 4-letniego “cyklu prezydenckiego”. Zwracałem tam uwagę na bardzo optymistyczny dla posiadaczy akcji fakt, że od 76 lat nikt kto kupił akcje wchodzące w skład indeksu S&P 500 w sytuacji – z punktu widzenia pozycji w ramach tego cyklu – analogicznej do tej z końca września tego roku i sprzedał je 5 kwartałów później pod koniec następnego roku, nie stracił. Jeśli ta reguła sprawdzi się po raz 20-ty z rzędu, to indeks S&P 500 będzie miał pod koniec 2011 roku wartość nie niższą niż 1141,2 pkt., a najprawdopodobniej znacznie wyższą. 30 września wartość WIG-u 20 wynosiła 2615,2 pkt., gdyby więc mechanicznie przenieść ten wniosek dotyczący giełdy nowojorskiej na realia GPW uzyskalibyśmy wstępne (dokładniej tą kwestią zajmę się kiedy indziej) oszacowanie poziomu, poniżej którego indeks ten nie powinien się znaleźć na koniec przyszłego roku.
Niestety rynkowa rzeczywistość nie jest taka prosta. W praktyce na rynku mamy do czynienia z interakcją wielu cyklicznych zjawisk o różnej naturze, których interferencja czasami prowadzi do wzajemnego wzmocnienia trendu a czasami do jego wygaszenia. 48-miesięczny “cykl prezydencki” jest pochodną cyklu politycznego wyznaczanego przez bardzo stabilny kalendarz wyborczy w USA oraz konsekwencją istnienia łatwo poddającego się manipulacji papierowego pieniądza oraz banku centralnego podatnego na naciski ze strony rządu. Dziś chciałbym poruszyć temat innego cyklu o chyba jeszcze bardziej fundamentalnym charakterze. Mam na myśli tzw. “krótki cykl” gospodarczy odkryty przez żyjącego w latach 1861-1932 brytyjskiego statystyka Josepha Kitchina i noszący jego imię. “Cykl Kitchina” ma ok. 40 miesięcy a jego odkrycie przypada na lata dwudzieste ubiegłego stulecia. Poniżej zreprodukowałem pierwszą stronę wydanej przez “MIT Press” pracki Kitchina z 1923 roku zatytułowanej “Cycles and Trends in Economic Factors”, gdzie opisuje on swoje odkrycie:
Według autora hasła na temat “cyklu Kitchina” zamieszczonego w angielskiej wersji Wikipedii
“Uznaje się, że za cyklem tym stoją opóźnienia czasowe w przepływie informacji wpływające na podejmowanie decyzji w przedsiębiorstwach.“
… i trudno się z tą skrótową charakterystyką nie zgodzić.
Ktoś jednak może zadać pytanie o to, cóż nas może obchodzić jakiś cykl obserwowany w XIX i na początku XX wieku w gospodarkach Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Otóż wydaje się, że może. Tak się bowiem składa, że w całkiem innych realiach geograficznych i historycznych czyli w Polsce przełomu XX i XXI wieku gospodarką zdaje się rządzić dokładnie taka sama 40-miesięczna cykliczność. Spójrzmy na poniższy wykres rocznej dynamiki PKB w naszym kraju:
Obejmuje on 3 pełne cykle gospodarcze: pomiędzy IV kw. 1996 a I kw. 2007, jeśli liczyć “po szczytach” i pomiędzy I kw. 1999 a I kw. 2009, jeśli liczyć “po dołkach”. Jak łatwo zauważyć średnia długość podstawowego cyklu gospodarczego wynosiła w Polsce w okresie minionych kilkunastu lat 41 miesięcy licząc odległość pomiędzy szczytami gospodarczych boomów, czy też dokładnie kitchinowskie 40 miesięcy, jeśli uwzględnić odległości pomiędzy dołkami kolejnych spowolnień. Czyż to nie piękne, że to zjawisko gospodarcze odkryte prawie 100 lat temu ma tak uniwersalny charakter?
Czy ten uniwersalny charakter “cyklu Kitchina” można wykorzystać w praktyce do średnioterminowej spekulacji giełdowej? Oczywiście a to ze względu na łączące gospodarkę i rynek akcji intymne więzi. Ten temat pojawił się już w tym miejscu w sierpniu:
“Pomiędzy początkiem pierwszej bessy na GPW a początkiem ostatniej upłynęło 16 lat i 2 miesiące. W tym czasie rozegrało się 5 pełnych cykli bessa-hossa. To daje 3 lata i 3 miesiące na pełny cykl.”
“3 lata i 3 miesiące” średniej długości pełnego cyklu hossa-bessa na GPW to 39 miesięcy o 1 miesiąc mniej niż 40 miesięcy Kitchina (pamiętajmy, że ani gospodarka ani rynek akcji to jednak nie są zegary z kukułką).
Warto zapamiętać tę prawidłowość, bo wynika z niej, że kolejnego szczytu hossy należy oczekiwać w mniej więcej 40 miesięcy po szczycie poprzedniego “rynku byka”, a kolejnego dna bessy mniej więcej w 40 miesięcy po dnie poprzedniego “rynku niedźwiedzia”. Ostatni szczyt hossy wypadł w lipcu 2007 roku, dno ostatniej bessy w lutym 2009. Stosują “regułę 40 miesięcy” otrzymujemy listopad 2010 jako “orientacyjny” szczyt obecnej hossy i czerwiec 2012 jako orientacyjny dołek następnej bessy. Co proszę? Przecież listopada 2010 skończył się 10 dni temu? Jak to się ma do wspomnianej wcześniej treści poprzedniego komentarza sugerującego wysoki poziom cen akcji na koniec przyszłego roku? Jak pogodzić oczekiwania rychłego pojawienia się w szczytu obecnej hossy – a zatem początku cyklicznej bessy – z przyjmowanym praktycznym założeniem, że ceny akcji nie spadną w istotny sposów lub nawet wzrosną do końca grudnia 2011?
Próbą uzgodnienia tych na pozór sprzecznych oczekiwań zajmę się w jednym z najbliższych komentarzy. Niniejszy zakończę natomiast aktualizacją wzorca dla WIG-u 20 wyznaczonego przez uśrednienie przebiegu 4 ostatnich cyklicznych “rynków byka” na GPW. Te hossy na rynku akcji były oczywiście związane ze wzrostowymi fazami “cykli Kitchina” w gospodarce (lata 1995-1997, 1999, 2001-2004 i 2005-2007 – patrz powyższy wykres). Podobnie jest oczywiście i teraz: cykliczny wzrostu WIG-u 20 trwa od 17 lutego 2009 i czyli dokładnie od dna gospodarczego spowolnienia z lat 2007-2009 wywołanego globalnym kryzysem finansowym.
Z przedstawionego powyżej wzorca wynika, że jeśli obecna cykliczna hossa miałaby okazać się typowym średniakiem, to powinna zakończyć się za ok. 35 sesji, gdy WIG-20 osiągnie okolice poziomu 2903 pkt. Takimi wypracowanymi na postawie historii wzorcami nie trzeba się aż tak bardzo przejmować, bo przebieg każdego kolejnego cyklu może się od wzorca w mniejszym lub większym zakresie odchylać, ale z pewnością nie należy lekceważyć tego, że dwie oparte pośrednio na “cyklu Kitchina” metody szacowania terminu szczytu obecnej hossy dały niepokojąco nieodległe daty: listopad 2010 i styczeń 2011…