W komentarzu sprzed 2 miesięcy zatytułowanym “Cykl pokoleniowy na rynku surowców” padła teza, że trwająca hossa na rynku surowców zakończy się dopiero w okolicach listopada przyszłego roku, czyli mniej więcej w okresie następnych wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Wynikałoby z tego, że 2012 rok – rok wyborów prezydenckich w USA – prawie cały powinien być bardzo korzystny dla cen surowców.
Proponuję dziś sprawdzić, jak ceny surowców radziły sobie w przeszłości w poszczególnych latach “cyklu prezydenckiego” znanego nam już z rynku akcji. Ze schematu rotacji klas aktywów w ramach cyklu koniunkturalnego w gospodarce, którym się tak chętnie posługuję i z założenia, że podstawowy cykl gospodarczy – “cykl Kitchina” – trwa średnio ok. 40 miesięcy wynika wniosek, że szczyt hossy na rynku surowców powinien być opóźniony w czasie w stosunku do szczytu hossy na rynku akcji o powiedzmy 3-4 kwartały. Ponieważ podobne opóźnienie obserwowane bywało w przeszłości (np. w roku 2000 i 2007-8)…
… to kusi myśl, że schemat ten jest w miarę uniwersalny, a to oznacza, że być może dla surowców najlepszym rokiem 4-letniego “cyklu prezydenckiego” jest rok 4-ty – rok wyborów w USA – a więc następny po najlepszym historycznie dla akcji roku 3-im. Gdyby ta hipoteza się potwierdziła, otrzymalibyśmy – wychodząc z zupełnie innych przesłanek – kolejną sugestię, że rok 2012 będzie stał – prawie cały – pod znakiem kontynuacji hossy na rynku surowców (gdy tymczasem na rynku akcji królować już będzie cykliczna bessa).
Zacznijmy od danych rocznych. Weźmy mediany i średnie rocznych zmian wartości Goldman Sachs Commodity Index w dolarach w okresie od początku lat 70-tych w poszczególnych latach “cyklu prezydenckiego” (10 4-letnich cykli):
Rok nr. 1 to rok po wyborach (w naszych realiach 2013), rok nr. 2 to rok 2 lata po wyborach, rok nr. 3 to rok przedwyborczy (taki jak obecny) i rok nr. 4 to rok wyborów prezydenckich w USA (następny taki to 2012).
Czy z powyższego wykresu wynika? Na poziomie median lata przedwyborcze okazują się równie dobre dla surowców co lata wyborcze (+ 9 proc.), najgorszy – zgodnie z oczekiwaniami – są zaś lata powyborcze (+0,5 proc.). To wynik w miarę mało kontrowersyjny. Niestety na poziomie wartości średnich lata wyborcze okazują się najgorsze dla cen surowców w ramach cyklu (+4,5 proc.) gorsze nawet od lat powyborczych. Liderem pod względem skali wzrostów dolarowych cen surowców są podobnie jak dla median lata przedwyborcze (takie jak rok 2011).
Powyższy wynik nie za bardzo potwierdził testowana hipotezę, ale od czego manipulacja danymi? Otóż wyeliminujmy sobie z tego zestawienia ostatni cykl (lata 2007-2010) zostawiając 9 poprzednich. Po takiej operacji nasz wykres będzie wyglądał już znacznie porządniej:
Jak widać pozbycie się z danych ostatniego cyklu dało wynik dokładnie zgodny z wcześniejszymi podejrzeniami. Zarówno dla median jak i dla średnich w latach 1970-2006 najlepszymi dla cen surowców okazywały się lata wyborów prezydenckich (stopy zwrotu GSCI kolejno: +31,5, -13,8, +13, -9,5, +12,2, +2,3, +5,8, +26,9 oraz +19,2 proc.; średnia +9,7 proc.; mediana +12,2 proc.), najgorszy zaś lata powyborcze (stopy zwrotu GSCI kolejno: +48,7 proc., +0,8 proc., -25 proc., +0,3 proc., +12,4 proc., -9,6 proc., -18,4 proc., -31,5 proc. i +39,1 proc.; średnia +1,8 proc.; mediana +0,3 proc.).
Usunięcia z analizy ostatniego cyklu jest oczywiście zawsze zabiegiem mocno ryzykownym. W końcu być może z jakichś względów charakterystyka rynków uległa ostatnio jakiejś trwałej zmianie. Zwiększmy zatem rozdzielczość i przejdźmy na dane kwartalne:
Tutaj kwartał nr. 16 to kwartał wyborów prezydenckich (ostatni kwartał roku wyborczego), a kwartał nr. 1 to pierwszy kwartał po wyborach (pierwszy kwartał roku powyborczego).
Co się okazało? Otóż najlepszym rocznym okresem dla cen surowców okazał się czas od końca II kw. lat przedwyborczych do końca II kw. lat wyborczych. Stosując tę strategię od początku lat 70-tych uzyskalibyśmy kolejno następujące stopy zwrotu: +9,2 proc., +0,8 proc., +23,3 proc., +0,3 proc., -2,6 proc., +2,9 proc., +18,4 proc., +44,3 proc., +22,8 proc., oraz +76,4 proc. A więc stratę ponieślibyśmy raz (-2,6 proc.), zysk uzyskalibyśmy 9-krotnie, średnia stopa zwrotu wyniosłaby +19,6 proc., a mediana +13,8 proc.).
I analogicznie najgorszym rocznym okresem okazał się czas od końca II kw. lat wyborczych do końca II kw. lat powyborczych. Stopy zwrotu w tych niekorzystnych dla surowców z tego punktu widzenia okresach wyniosły kolejno: +43,1 proc., -15,9 proc., -10,4 proc., -13,4 proc., +10,5 proc., -7,8 proc., -10,3 proc., -14 proc., +32,6 proc. oraz -47,8 proc.). A więc stratę ponieślibyśmy 7-krotnie, zyskalibyśmy 3-krotnie; średnia stopa zwrotu wyniosła -3,4 proc., a mediana -10,4 proc.
Z tego wynika, że ostatni cykl, w którym największy w historii krach na rynku surowców rozpoczął się na początku lipca roku wyborczego (2008) wcale nie był jakąś anomalią! Z powyższego wykresu wynika, że ktoś kto kierował się statystyką “cyklu prezydenckiego”, to pod koniec czerwca 2008 powinien był sprzedać wszystkie posiadane surowce! I powinien to samo zrobić w połowie 2012 roku.
Powtórzmy jednak ponownie poprzednią manipulację usuwając z zestawienia ostatni cykl:
Analizując wartości średnie widzimy, że w latach 1970-2006 nadal najbardziej opłacało się trzymać przez rok surowce pomiędzy połową roku przedwyborczego a połową roku wyborczego (+13,3 proc.). Co ciekawe jednak najgorszym dla akcji okazywał się roczny okres rozpoczynający się pod koniec pierwszego kwartału roku powyborczego. W przypadku median najbardziej opłacało się trzymać surowce do końca III kwartału roku wyborczego, czyli w praktyce do momentu wyborów, bo przecież III kw. kończy się w październiku a wybory prezydenckie w USA rozgrywane są na początku listopada. Najgorszy roczny okres dla surowców, to w przypadku median czas pomiędzy połową roku wyborczego i połową roku powyborczego.
W tym momencie można by zakończyć badanie wpływu “cyklu prezydenckiego” na ceny surowców zadowalając się stwierdzeniem, że optymalny moment do sprzedaży tych ostatnich wypada w III kw. roku wyborczego (przyszłego roku). Dla sportu zwiększmy jednak rozdzielczość jeszcze raz przechodząc na dane miesięczne. Drugi z poniższych wykresów przedstawia dane “zmanipulowane” poprzez usunięcie ostatniego cyklu:
Tutaj miesiąc wyborów (listopad) to miesiąc nr. 48, zaś miesiąc nr. 1, to pierwszy miesiąc po wyborach (grudzień)
Jak widać, by tracić najwięcej w ciągu roku na surowcach trzeba było je kupować na koniec czerwca roku wyborczego (mediany) czy też na koniec listopada tuż po wyborach (lub też również dobrze pół roku później) w wersji dla wartości średnich.
Aby zarobić maksymalnie surowce trzeba było kupować – uwzględniając wskazania średnich – na koniec czerwca roku przedwyborczego niezależnie od tego, czy usunęliśmy ostatni cykl czy też nie. Po usunięciu jednak ostatniego cyklu i uwzględniając mediany udało się uzyskać spodziewany na podstawie wcześniejszej analizy zachowania cen surowców w ramach “cyklu pokoleniowego” rezultat: optymalna roczna stopa zwrotu GSCI osiągana była w okresie kończącym się dokładnie pod koniec miesiąca wyborów prezydenckich w USA.
Co z tego wynika w praktyce? Ano to, przynajmniej do połowy przyszłego roku, a być może i do listopada 2012 surowce nadal pozostawać powinny tą klasą aktywów, która znajdować się powinna w hossie, wtedy kiedy rynki akcji dawno już wejdą w cykliczną bessę. To oznacza, że udział surowców w portfelach średnioterminowych spekulantów powinien nadal stopniowo rosnąć, a do jego zwiększania wykorzystywane mogą być ewentualne korekty cen surowców sięgające zapewne kilkunastu procent.
Najbliższa tego typu okazja może nadejść w II kw., jeśli amerykańskie władze finansowe nie zdecydują się na przedłużenie wygasającego pod koniec czerwca programu “quantitative easing”.