13:1

Na koniec wtorkowej sesji S&P 500 osiągnął wartość 1280,7 pkt. minimalnie pokonując maksymalne zamknięcie z końca października i tym samym ustanawiając najwyższy poziom zamknięcia od 29 lipca ub. r. Tego dnia  ponad 5 miesięcy temu WIG-20 miał wartość 2726,3 pkt. W chwili, gdy piszę te słowa wartość WIG-20 wynosi 2149,9 pkt.. By wzrosnąć – wzorem S&P 500 – do najwyższego poziomu od ponad 5 miesięcy WIG-20 musiałby z obecnego poziomu podskoczyć aż o 26,8 proc. Ta “dywergencja” (rozbieżność) pomiędzy obu indeksami zilustrowana została na poniższym rysunku:

 

 

Sprawdźmy, kiedy w przeszłości na wykresach S&P 500 i WIG-20 rozwierały się podobne “szczęki” i co działo się później. By to zrobić zdefiniujmy sobie wskaźnik określający pozycję indeksu względem jego 100-sesyjnego minimum i 100-sesyjnego maksimum. Wskaźnik ten będzie oscylował pomiędzy 0 a 1: będzie zbliżał się do wartości 0, wraz ze spadkiem wartości indeksu w kierunku poziomu 100-sesyjnego minimum, a rósł w kierunku poziomu 1, gdy indeks będzie podążał w kierunku 100-sesyjnego maksimum. W skrajnych przypadkach wskaźnik ten będzie osiągał wartość 0 na sesjach, na których indeks spada do nowego 100-sesyjnego dołka, i wartość 1 na sesjach na których rośnie do nowego100-sesyjnego szczytu.

Zdefiniujmy sobie interesującą nas dywergencję pomiędzy S&P 500 a WIG-iem 20 jako sytuacją, gdy wartość przedstawionego powyżej wskaźnika dla S&P 500 przekracza 0,90, a dla WIG-u 20 wynosi mniej niż 0,2. Z takimi sytuacjami będziemy mieli do czynienia, gdy S&P 500 będzie w górnych 10 proc. przedziału wyznaczonego przez najniższy i najwyższy poziom minionych ok. 5 miesięcy (przyjmijmy, że 100 sesji to ok. 5 miesięcy), a WIG-20 będzie w dolnych 20 proc. przedziału wyznaczonego przez jego 5-miesięczne minimum i maksimum.

Taki warunek jest spełniony od 5 stycznia. Po wtorkowej sesji wartość tego wskaźnika dla S&P 500 to oczywiście 1 (S&P 500 na 100-sesyjnym maksimum), a dla WIG-u 20 ledwie 0,13. Czy w przeszłości podobne do obecnej dywergencje również się zdarzały? Odpowiedź została przedstawiona na poniższym rysunku:

 

 

Jak widać przy tak zdefiniowanych kryteriach (górne 90 proc. 100-sesyjnego przedziału dla S&P 500, dolne 20 proc. analogicznego przedziału dla WIG-u 20) otrzymujemy w ponad 17-letniej historii WIG-u 20 10 grup tego typu sygnałów (łącznie z tym obecnym). Cześć z tych sygnałów pochodzi z dawnych czasów, ale ostatni – ten z lutego 2011 – powinniśmy mieć jeszcze świeżo w pamięci. Sytuację sprzed 11 miesięcy przedstawiono na poniższym rysunku:

 

 

Ubiegłoroczna dywergencja pomiędzy S&P 500, a WIG-iem 20 miała nieco mniejszą skalę niż obecna (jeśli liczyć w punktach). “Nożyce” rozwarte pomiędzy obu indeksami w ciągu 2 miesięcy pomiędzy połową grudnia 2010 a połową lutego 2011 zostały zamknięte w ciągu 2 następnych miesięcy, podczas których WIG-20 zyskał 11 proc. wychodząc w ślad za S&P 500 na nowe cykliczne szczyty.

Uśrednienie zachowania WIG-u 20 w trakcie 11 miesięcy po pojawieniu się tego typu sygnału (uwzględniany jest tylko pierwszy sygnał z grupy) daje po przeliczeniu na obecne wartości WIG-u 20 następującą projekcję wartości indeksu:

 

 

 

Jak widać na podstawie historycznej wymowy omawianego sygnału można oczekiwać, że w ok. 95 sesji od 5 stycznia WIG-20 będzie miał wartość mniej więcej 2664,3 pkt. W typowym przypadku w ciągu następnych nieco ponad 4 miesięcy powinniśmy więc zarobić prawie 24 proc. To całkiem przyzwoity wynik.

Jak zdefiniujemy ryzyko, które ponosimy? Proponuję uznać za takie ryzyko najgorszy – z punktu widzenia posiadacza akcji – z tych 9 sygnałów, który pojawił się 28 października 1994 roku. Był to sygnał, który zadziałał z dużym opóźnieniem. Zanim rynek “zauważył”, że polski rynek pozostał w tyle za amerykańskim, WIG-20 zdążył jeszcze stracić po drodze  w ciągu następnych 5 miesięcy 23,2 proc. Co prawda już 2 miesiące później ktoś kto wykorzystał omawiany sygnał relatywnej słabość WIG-u 20 do zakupów akcji miał 20 proc. zysku, ale dla nas to trochę za długa perspektywa. Drugi przypadek, kiedy “zagranie” na tak zdefiniowany sygnał się marnie skończyło, to 23 sierpnia 2000 roku. Wtedy – i to był jedyny tego typu przypadek – to S&P 500 dostosował się do WIG-u 20 i spadł wznawiając rozpoczętą pół roku wcześniej bessę. Wtedy stracić można było w ciągu 2 miesięcy 18,4 proc. (można było wtedy wyjść “na zero” w nieco ponad 4 miesiące po zakupie). Poniżej widać półroczne ścieżki WIG-u 20 w tych 9 przypadkach.

 

 

Mamy więc następującą sytuację. Możemy oczekiwać do mniej więcej końca maja maja zysku w wysokości ok. 23,9 proc. (te prawie 24 proc. to wartość oczekiwana zysku WIG-u  na 95 sesji od sygnału, który pojawił się 5 stycznia). W najgorszym przypadku grozi nam utrata 23,2 proc. Załóżmy, że jesteśmy twardzielami, po których ewentualna strata 2 proc. posiadanego kapitału spłynie jak woda po kaczce. Jeśli utrata większej niż 2 proc. części oszczędności miałaby nas pozbawić snu, to w zakup akcji wchodzących w skład WIG-u 20 obecnie możemy zaangażować tylko niewiele ponad 8 proc. posiadanego kapitału. Oczywiście, gdybyśmy chcieli zaryzykować aż 1/5 posiadanych oszczędności (spekulant stosujący tak agresywną strategię musi się liczyć ze stratą 2/3 środków po serii 5 kolejnych dramatycznych pomyłek), to możemy w akcje włożyć obecnie nie 8 a 40 proc. kapitału.

Jeśli przeszłość miałaby być dla nas drogowskazem to za 4 miesiące z prawdopodobieństwem 77,8 proc. (7/9) będziemy mogli cieszyć się zyskiem wynoszącym średnio 32,7 proc. (to znowu wartość oczekiwana zysku na 95 sesji od pojawienia się sygnału), a z prawdopodobieństwem 22,2 proc. (2/9; to te przypadku z października 1994 i sierpnia 2000) będziemy męczyć się ze stratą wynoszącym średnio -8,8 proc.

Profit factor” czyli stosunek wartości oczekiwanej zysku, do wartości oczekiwanej straty wynosi w tym przypadku 77,8%*32,7% : 22,2%*-8,8% czyli aż 13 : 1 (25,45 do 1,96).  Tradycyjnie zalecane przy otwieraniu pozycji proporcje to 3 : 1…

Te  13 : 1 to nie aż tak dobre szanse jak te, które mieli Niemcy pod Wizną czy Persowie pod Termopilami, ale “niedźwiedzie”, które nie zważając na słabe perspektywy na zwycięstwo pozostaną na placu boju, mogą pocieszać się, że ich straty – choć pójdą na marne – to jednak kiedyś w przyszłości zostaną pomszczone przez innych, którzy zdołają ochronić swój kapitał.

Acha, za pomocą drobnej manipulacji polegającej na podniesieniu progu pojawienia się sygnału dla S&P 500 z 90% do 98% możemy pozbyć się obu przynoszących stratę sygnałów z października 1994 i sierpnia 2000 (i przy okazji jednego zyskownego z grudnia 1997) przy zachowaniu obecnie generowanego sygnału. Wtedy wartość oczekiwana zysku za 4 miesiące szybuje do +35 proc. (WIG-20 na 2900), a prawdopodobieństwo poniesienia w kwietniu czy maju straty spada do … zera (po drodze w najgorszym z tych 6 przypadków – listopadzie 1995 roku – przydarza się strata w maksymalnej wysokości 13,7 proc. (afera Olina z grudnia 1995). Uznałem jednak, że takie całkowite wyeliminowanie szacowanego ryzyka spekulacji za pomocą odpowiedniego dobrania parametrów za nierealistyczne. Niezależnie bowiem od opartych na historii wyliczeń ryzyko zawsze będzie istnieć, więc lepiej je zawyżyć, niż zaniżyć.

I oczywiście wszystkie skojarzenia z komentarzem sprzed 3 lat i 2 miesięcy, są jak najbardziej uprawnione…

Dodaj komentarz