Próbując wyciągnąć z prognostycznego niepowodzenia ostatnich 2 miesięcy jakieś praktycznie lekcje na przyszłość próbuję znaleźć narzędzia, które z wyprzedzeniem ostrzegały przed nadchodzącą słabością. Jednym z takich wskaźników był G-10 Citigroup Economic Surprise Index, zaprezentowany w jednym z ostatnich wykresów dnia, który to wskaźnik ustanowił szczyt 3-6 lutego, a więc tuż przed maksimum WIG-u 20 z 7 lutego (2401,5). Historycznie wskaźnik nie wykazuje średnio wyprzedzenia w stosunku do rynku akcji, ale często w punktach zwrotnych tworzy istotne dywergencje, które pojawiają się w momentach, w którym oczekiwania ekonomistów prognozujących dane z krajów G-10 stają się skrajne (optymistycznie lub pesymistyczne w zależności od kierunku ), co powoduje, że rzeczywiście publikowane później dane zaczynają być – odpowiednio – wyraźnie gorsze lub lepsze – od prognoz generując niespodzianki. Tak było w zeszłym roku, kiedy to wskaźnik ten zaczął spadać już od połowy stycznia wyprzedzając o kilka miesięcy szczyt cen akcji (na GPW w kwietniu), a zaczął rosnąć już od końca sierpnia (ponownie wyprzedzając dołek cen na GPW o ok. miesiąc. Na razie od ponad tygodnia nie potwierdza nowych minimów na giełdach, ale oczywiście kolejna seria rozczarowań może to w każdej chwili zmienić.
Drugi wskaźniki, którego niedocenianie okazało się błędem, jest dla odmiany publikowany w naszym kraju. Mam na myśli Indeks Nastrojów Inwestorów publikowany od zeszłego roku przez krajowe Stowarzyszenie Inwestorów Indywidualnych:
Dla wskaźnika tego nie są dostępne o ile wiem dane liczbowe, więc nie potrafię podać precyzyjnych informacji, ale na przedstawionym powyżej wykresie widać wyraźnie, że o ile 9 tygodni temu w połowie marca liczba osób oczekujących w perspektywie następnych 6 miesięcy spadków spadła do najniższego od przynajmniej roku poziomu kilkunastu procent, a liczba optymistów w lustrzany sposób wyszła na najwyższe poziomy od wiosny 2011, o tyle obecnie – dane są opublikowane w czwartek o godz. 17-tej – proporcje stały się po pierwsze odwrotne a po drugiej podobne do tych obserwowanych w okolicach ubiegłorocznych minimów z przełomu września i października oraz grudnia. Innymi słowy wskaźnik ten pomimo bardzo krótkiej historii już 2-krotnie (pomijając początkowe odczyty sprzed roku) – jesienią 2011, gdy dominacja pesymizmu sugerowała możliwość trwalszego odbicia i w lutym b.r. gdy silny optymizm przestrzegał przed późniejszymi spadkami, mógł okazać się użyteczny. Proponuję śledzić dalsze losy tego wskaźnika, bo potencjalnie może on wejść jako ważne narzędzie do standardowego arsenału krajowego spekulanta.
Jako ilustrację globalizacji można potraktować fakt, że za Atlantykiem wśród amerykańskich indywidualnych inwestorów zrzeszonych w American Association of Individual Investors doszło do podobnego załamania poziomu oczekiwań. Liczba “byków” rejestrowanych w cotygodniowym sondażu (dostępne są w Excelu historyczne dane do 1987 roku) spadła w czwartek do poziomu 23,58 proc. nie notowanego od końca sierpnia 2010 roku:
Jeśli chodzi o udział pesymistów to wzrósł do poziomu 45,97% obserwowanego ostatnio w dołku cen akcji na Wall Street z przełomu września i października.
Na poniższym wykresie przedstawiono różnicę pomiędzy liczbą optymistów i pesymistów. Jak widać od początku 2011 roku taki poziom pojawia się po raz 4-ty. W trzech poprzednich przypadkach pojawienia się równie złych co obecnie nastrojów dołek S&P 500 formował się w kolejno 4 sesje po publikacji danych (środa 16.06.2011), 3 sesje po publikacji (wtorek 8 sierpnia) i w dniu publikacji danych (czwartek 22 września 2011). Tu sugeruje dołek gdzieś w okolicach początku przyszłego tygodnia. Po pierwotnym dołku i wstępnym odbiciu przychodziło wtórne minimum (w czerwcu i sierpniu ustanawiane wyżej niż pierwotne, w październiku niżej), które wypadało kolejno 5 sesji, 9 sesji i 8 sesji (średnio 1,5 tygodnia) po pierwotnym.
Oczywiście załamanie nastrojów jeszcze o niczym nie decyduje – dalsze pogarszanie się perspektyw przełoży się po prostu na jeszcze głębszy pesymizm i niższe ceny – z drugiej jednak strony dla nastawionego kontrariańsko spekulanta stanowi informację po pojawieniu się na rynku potencjału wzrostowego. Gdy latem 2010 liczba optymistów spadła do obecnych poziomów, to ktoś kto kupił wtedy akcje w USA zarobił w ciągu następnych 8 miesięcy 30 proc. Podobnie, gdy ktoś optymalnie wykorzystał zeszłoroczny wzrost liczby pesymistów do obecnych poziomów, to mógł w ciągu pół roku zgarnąć zysk sięgający 29 proc.
Oczywiście w ciągu kilku dni, które – jak sugerują przedstawiane powyżej dane – rynek “może” jeszcze spadać po pojawieniu się tak złych nastrojów skala zniżki może być znacząca. W sierpniu pomiędzy zamknięciem S&P 500 w czwartek 4 sierpnia (1199 pkt. ) z minimum z 8 sierpnia (1101 pkt.) indeks stracił 8,3 proc. Nie jest również jasne na ile ewentualne odbicie byłoby trwałe. W sytuacji, w której ruchami rynków rządzą wyniki sondaży przedwyborczych w Grecji (ostatni opublikowany w czwartek pokazał zaskakujące zmiany na korzyść partii popierających program oszczędnościowy) krótkoterminowe prognozy są jeszcze trudniejsze niż zwykle.