Jak długo potrwa jeszcze hossa na Wall Street?

Wiele osób wskazując na fakt, że indeks S&P 500 znalazł się po 3,5 roku wzrostu prawie na poziomach szczytów z 2000 i 2007 roku, sugeruje, że kontynuacja hossy w przyszłości jest niemożliwa a przynajmniej mało prawdopodobna. 

 

 

Chciałbym dziś zweryfikować sensowność tej tezy i podjąć próbę spojrzenia na S&P 500 z dwóch różnych punktów widzenia. Chciałbym odpowiedzieć mianowicie na dwa pytania. Najpierw o to,

1) co “zwykle” robi S&P 500 po ponad 48 proc. spadkach z poziomów historycznych szczytów

… a następnie o to,

2) co “zwykle” robi S&P 500 po cyklicznych szczytach stopy bezrobocia w USA.

Na poniższym rysunku zaznaczyłem wszystkie 4 epizody z historii S&P 500 (dysponuję danymi od lat 20-tych) spadków S&P 500 o ponad 48 proc. rozpoczynających się z poziomów historycznych szczytów indeksu (1929, 1973, 2000 i 2007) :

 

 

Porównajmy sobie zachowanie indeksu po ostatnim dołku z marca 2009, ze ścieżkami wcześniejszych “pokrachowych” odreagowań  tego typu, które rozpoczynały się odpowiednio w październiku 2002, październiku 1974 oraz czerwcu 1932:

 

 

Obecna zwyżka prezentuje się na tle pozostałej trójki neutralnie – jest mniej dynamiczna od tej z lat 1932-1937, ale silniejsza od tych, które nastąpiły po załamaniach z lat 1973-1974 oraz 2000-2002. Być może po prostu dynamika odreagowania jest wprost proporcjonalna do dynamiki wcześniejszego załamania, bo coś takiego wynika z powyższego rysunku.

Jak widać, gdyby rynek zachował się podczas obecnego odbicia jak w epizodach po dołkach załamań z 1932 roku (czyli mamy obecnie przełom lat 1935 i 1936) i z 2002 roku (czyli mamy obecnie wiosnę 2006 roku), to mielibyśmy przed sobą mniej więcej 14 miesięcy hossy, po której nadeszłoby bardzo silne załamanie cen (a la 1937-1938 i 2007-2009).

Jeśli bardziej adekwatny okazałby się wzorzec po dołku z 1974 roku, to mamy obecnie wiosnę 1978 roku, na Wall Street nic specjalnego (w ujęciu nominalnym) w przyszłości  się nie wydarzy, ale już za 2 i za 4 lata gospodarkę USA podwójna recesja (pierwsza w 1980 roku wywołana drugim szokiem naftowym, druga w 1982 roku gwałtownym zaostrzeniem polityki pieniężnej FED, będącym reakcją banku centralnego na ten szok cenowy). Tej drugiej recesji nie przetrwały ówczesne “rynki wschodzące”: bankructwa Meksyku oraz naszego kraju potwierdziły wejście tych krajów w “La Década Perdida” czyli “Straconą dekadę”, której nie przetrwał prawie cały “obóz socjalistyczny”).

Jak widać tak źle i tak niedobrze, ale w każdym z tych 3 przypadków te nieszczęścia – które roboczo nazywam Chinageddonem – rozpoczęłyby się dopiero za kilkanaście miesięcy (przełom 2013/2014?), a kulminowałyby za 2,5, 3 a może 4 lata (2015?).

Mając w pamięci bankructwo PRL z przełomu 1981 i 1982 roku wydaje się, że okres najbliższego roku-dwóch zarówno rząd Polski jaki i Polacy indywidualnie powinni wykorzystać do zredukowania do rozsądnego minimum ekspozycji na dług walutowy konwertując go na zadłużenie wyrażone w złotych, którego później łatwiej się będzie pozbyć za pomocą inflacji krajowego pieniądza.

Uśrednijmy sobie te trzy ścieżki S&P 500 z przeszłości i przedstawmy tak uzyskaną projekcję na tle obecnej zwyżki indeksu:

 

 

Powyższy wykres został przeskalowany do obecnych wartości indeksu. Jak widać S&P 500 od marca 2009 zachowuje się “standardowo”, to znaczy ładnie oplata się wokół uzyskanej w opisany powyżej sposób projekcji. Jeśli tak miałoby się dziać dalej, to – pomijając kwestie ewentualnej krótkoterminowej korekty – szczyt trwającej od 3,5 roku fali wzrostów cen akcji na Wall Street wypadłby za 14 miesięcy w okolicach grudnia 2013 roku. Indeks powinien wtedy mieć wartość prawie 20 proc. wyższą od obecnej (ok. 1711 pkt.).

Teraz pora na odpowiedź na drugie pytanie. Właściwie to już na nie odpowiedziałem w przeszłości w tekstach “Wall Street: stracone 2 lat?” oraz Bezrobotny prawdę ci powie, ale proponuję teraz przypomnieć sobie te wnioski.

USA znajdują się obecnie dokładnie w 3 lata po ostatnim szczycie stopy bezrobocia. W miniony piątek tamtejszy urząd pracy poinformował o spadku wysokości stopy bezrobocia do najniższego poziomu od stycznia 2009 roku.  Na poniższym rysunku czerwonymi strzałkami zaznaczyłem poprzednie cykliczne szczyty stopy bezrobocia w USA.

 

 

Jak widać pomiędzy 1970 a 2009 takich cykli zmieściło się pięć, co podpowiada 7,8 lat jako średnią długość cyklu. Osobiście zaokrąglam to sobie do 8 lat, co pozwala w jednym 16-letnim cyklu dolara zmieścić dwa takie cykle, a w jednym cyklu pokoleniowym cztery. Oczywiście długość cyklu stopy bezrobocia, który skłaniałbym się utożsamiać z cyklem inwestycji Juglara, jest zmienna, co zapewne wynika z tego, że raz obejmuje on dwa podstawowe cykle produkcyjno-handlowe Kitchina a raz trzy.

Ścieżka obecnej zwyżki S&P 500 od października 2009 (daty ostatniego szczytu stopy bezrobocia w USA) na tle 5-ciu poprzednich analogicznych ruchów indeksów z poprzednich cykli prezentuje się całkiem nieźle:

 

 

Jeśli konstruując projekcję dla indeksu ograniczymy się do 4 ostatnich cykli stopy bezrobocia z okresu minionego pokolenia dostaniemy poziom 1815 punktów jako cel dla S&P 500. Jeśli dodamy piąty cykl z początku lat 70-tych dostaniemy słabszą projekcję kulminującą w lipcu 2014 na poziomie 1652 punktów (ok. 15 proc. powyżej obecnego poziomu indeksu):

 

 

 

Dwie niezależne od siebie metody wyznaczenia szczytu trwającej od marca 2009 zwyżki cen akcji na Wall Street dały daty końca hossy odległe o 14-21 miesięcy i poziomy wyższe od obecnego o 15-20 (a może nawet 25 proc., jeśli w drugiej metodzie ograniczymy się do uśrednienia tylko 4 ostatnich cykli). Dla mnie jest to silna sugestia, że do końca zwyżki mamy jeszcze wystarczająco dużo czasu by zmieścić się na GPW z jeszcze jedną pełnowymiarową cykliczną hossą. Po jej zakończeniu można będzie wreszcie pożegnać się z “bykami” i rozpocząć słodkie życie “niedźwiedzia”…  

Dodaj komentarz