ECB walczy z deflacją

ECB podjął w czwartek bezprecedensową decyzję ustalając ujemną wysokość stopy depozytowej (-0,10 proc.). W praktyce oznacza to, że banki będą od tej pory „karane” za umieszczenie w ECB depozytów, gdyż każda taka operacja wiązać się będzie z – niewielką co prawda – ale jednak stratą. Ten krok i inne zapowiedziane (m.in. zawieszenie sterylizacji dotychczasowych zakupów obligacji) szacowane na łącznie 400 mld euro w ciągu 4 lat stanowią próbą odsunięcia groźby wejścia strefy euro w okres permanentnej deflacji a la Japonia.

Od listopada ub. r. kiedy to wysokość głównej stopy refinansowa ECB spadła do 0,25 proc. ta podstawowa stopy procentowa strefy euro znalazła się na tym samym poziomie co oprocentowanie funduszy federalnych FED, które tkwi na poziomie 0,25 proc. od grudnia 2008 roku. Od dziś wysokość głównej stopy ECB spada poniżej poziomu głównej stopy FED. Ostatni raz z takim sygnałem mieliśmy do czynienia dekadę temu w grudniu 2004, tyle że wtedy stopa ECB znalazła się na niższym poziomie niż stopa FED wskutek wzrostu wysokości tej ostatniej (stopa ECB leżała na pokryzysowym dnie jeszcze przez rok). Jeśli uwzględnić stopy Bundesbanku, to wcześniejszy tego typu sygnał znajdziemy w listopadzie 1994 roku, kiedy to znowu stopa FED już rosła, a stopa Bundebanku miała jeszcze spadać przez prawie 2 lata.

 

 

Wszystkie te 3 przypadki – obecna sytuacja i przecinanie się wysokości stóp ECB/Bundesbanku i FED z 2004 i 1994 roku – łączy jedno: związane były z rozjeżdżaniem się koniunktury w USA i Europie. Za każdym razem sytuacja gospodarcza w USA już się wyraźnie poprawiała po zakończonym jakiś czas wcześniej kryzysie, gdy tymczasem wyraźne ożywienie w Europie spóźniało się.

Oczywiście te daty – 2014, 2004 i 1994 – kojarzą się z dekadowym cyklem na rynkach akcji znanym jako “decennial pattern“. Dwa lata temu wiosną 2012 odwoływałem się do tego dekadowego rytmu sugerując, że zbliża się koniec ówczesnego trendu spadkowego na giełdach krajów peryferyjnych strefy euro. Zobaczmy jak przywołany wówczas przypadek hiszpańskiego IBEX-a wygląda obecnie:

 

 

Tu też najwyraźniej sytuacja jest bardzo podobna do tej z 2004 i tej z 1994 roku. Jedyna różnica to ta, że w 2004 roku IBEX zakończył wzrosty w kwietniu a w 1994 roku w lutym, a tymczasem obecnie mamy już czerwiec a indeks nadal ustanawia nowe cykliczne maksima.

Analogia z 1994 rokiem jest o tyle interesująca, że w Europie mieliśmy wtedy do czynienia z bardzo podobną sytuacją do obecnej. Wtedy mijały 2 lata od apogeum kryzysu Europejskiego Systemu Walutowego, które wypadło w październiku 1992, obecnie zaś mijają 2 lata od apogeum kryzysu strefy euro, które – jeśli sądzić po spreadzie obligacji hiszpańskich – miało miejsce w lipcu 2012.

 

 

Dzięki temu, że rynki potraktowały poważnie deklarację ECB, że nie pozwoli na załamanie rynków obligacji w kolejnych po Grecji krajach strefy euro, ten spread zawęził się już tak bardzo, że kusi myśl, że tak jak w 1994 roku pora już na korektę tego trendu.

Wydaje się, że losy rynków akcji w strefie euro w najbliższym czasie zostaną zdeterminowane przez zdolność ECB do osłabienia euro względem dolara. Dwie dekady temu euro zaczęło słabnąć dopiero od sierpnia 1995 roku, i ta zmiana trendu nie nastąpiła zanim FED nie podniósł z stóp 3 na 6 proc. wywołując przy okazji kryzys meksykański. Z drugiej strony 20 lat temu waluty europejskie umacniały się przez równe 2 lata od apogeum związanej z kryzysem ESW słabości z sierpnia 1993. Obecnie podobne 2 lata od apogeum słabości euro związanej z kryzysem ECB minie już w lipcu tego roku:

 

 

Osobiście kusi mnie myślę, że rynki podroczą się w tym roku z ECB podejmując jeszcze jedną próbę umocnienia euro/osłabienia dolara. Gdyby tak się stało i z EUR/USD jakimś cudem przekroczył poziom 1,40, to otrzymalibyśmy piękny pretekst do ponownego rozjechania się spreadów w ramach strefy euro i do cyklicznej bessy na rynkach akcji podobnej do tych z 2004 czy z lat 1994-1995 (czyli niezbyt silnej).

Oczywiście z czasem odpowiednia dawka zaostrzenia polityki pieniężnej w USA (z podwyżkami stóp włącznie) i poluzowania w strefie euro (pełnowymiarowe QE a la BoJ i FED?) przełoży się na zmienę trendu na EUR/USD, co da wyraźną poprawę koniunktury w strefie euro. Jak już wspomniałem mam wrażenie, że na razie jeszcze tego etapu nie osiągneliśmy.

Dodaj komentarz