Jedną z charakterystycznych cech rozgrywającej się na amerykańskim rynku akcji w ostatnich latach hossy była “uporczywość” wzrostów. Przyjmijmy za miarę tej uporczywości liczbę wzrostowych miesięcy S&P 500 w danym przedziale czasu. Zacznijmy od końca września 2011, czyli najniższego miesięcznego zamknięcia S&P 500 po ostatnim wartym zapamiętania okresie spadków cen akcji na Wall Street. Od tamtej pory do końca czerwca upłynęły 33 miesiące, z których 25 było dla S&P 500 wzrostowych. Sprawdźmy sobie, kiedy w przeszłości mieliśmy do czynienia na amerykańskim rynku akcji z podobnymi 33-miesięcznymi okresami zawierającymi przynajmniej 25 wzrostowych miesięcy. Okazuje się, że w okresie minionych ponad 140 lat z taką sytuacją mieliśmy wcześniej do czynienia jedynie dwukrotnie: analogiczne do tego z końca czerwca tego roku sygnały pojawiały się na koniec czerwca 1927 i na koniec listopada 1996:
Synchronizacja obecnej sytuacji z tymi dwoma epizodami z lat 90-tych i lat 20-tych daje poniższy rezultat:
Zadajmy teraz podobne pytanie, ale dotyczące okresu od końca lutego 2009, czyli od najniższego miesięcznego zamknięcia S&P 500 bessy z lat 2007-2009. Od tamtej pory minęły 64 miesiące, z których 45 było na S&P 500 wzrostowych. Okazuje się, że również to kryterium było spełnione w przeszłości jedynie podczas “rynków byka” lat 20-tych i 90-tych minionego stulenia. Tu sygnały pojawiały się na koniec grudnia 1926 i na koniec stycznia 1996:
A tak wygląda porównanie ścieżki S&P 500 z ostatnich lat z tymi wokół grudnia 1926 i stycznia 1996:
Gdyby uzyskane analogie sytuacji na amerykańskim rynku akcji z obecnej dekady z tym co działo się na Wall Street w latach 20-tych i 90-tych XX wieku potraktować poważnie, to otrzymalibyśmy dwa wnioski. Po pierwsze po takim pokazie siły hossy wzrosty S&P 500 były kontynuowane przez następne przynajmniej 2 lata i 2 miesiące, a S&P 500 podwajał swoją wartość. Po drugie po takim wzroście nadchodziło poważne załamania redukujące wartość indeksu o połowę (2000-2002) lub 90 proc. (1929-1932).
Uśrednienie uzyskanych dat końca hossy – sierpnia 2016, lutego 2017, marca 2018 i stycznia 2019 – daje wrzesień 2017 roku.
Mnie oczywiście najbardziej podoba się fakt, że po zastosowaniu opisanej metody pojawiła się analogia “2014=1926”, którą zaproponowałem w marcu.
Oczywiście z obserwacji, że rynek akcji w USA w ostatnich latach zachowywał się w sposób podobny do tego, co można było obserwować w latach 20-tych i latach 90-tych minionego stulecia, nie wynika, że tak musi być nadal. Ale jak zawsze w przypadku tego typu analogii można na zakład, że jednak tak będzie, postawić jakąś niewielką część swego przeznaczonego do giełdowej spekulacji kapitału.
Nie ma dobrej odpowiedzi na pytanie, czy należy to zrobić już teraz (narażając się na możliwą po tak długich wzrostach korektę), czy czekać do końca III kwartału, kiedy to – statystycznie rzecz biorąc – powinny zacząć na rynek działać pozytywne siły związane z cyklem prezydenckim (narażając się na utratę części zysków, jeśli żadnej poważniejszej korekty do tego czasu nie będzie). Osobiście jednak proponuję różne sygnały traktować osobno: na koniec III kw. ktoś, kto będzie chciał zagrać na to, że cykl prezydencki zadziała 21-y raz z rzędu, będzie w amerykańskich akcjach mógł ulokować kolejny niewielki pakiet. I podobnie zrobić na koniec grudnia tego roku, obstawiając dla odmiany to, że rok kończący się 5-tką będzie dla S&P 500 pozytywny po raz 14-ty z rzędu (“decennial pattern”).