PKB w I kw. niżej niż rok wcześniej, CPI w maju +4,8 proc. r/r

Znamy już dane ma temat rocznej dynamiki realnego PKB w naszym kraju w I kw. (-0,9 proc.).


Powered by macrobond.com

Na razie ścieżka tego wykresu z ostatnich kwartałów najbardziej przypomina tą do I kw. 1992. kiedy roczna zmiana PKB wychodząc z głębokiej zapaści doszła do poziomu -0,9 proc.

Na tle tych krajów OECD, które już podały dane na temat PKB w I kw. br., Polska wypada jako średniak na poziomie zbliżonym do wyniku całej UE. Najlepiej w tym zestawieniu wypadły Chiny, które już w I kw. ub. r. zanotowały głęboką zapaść, więc teraz zadziałał po części “efekt bazy”. Najgorszy rezultat osiągnęła Wielka Brytania, które najwyraźniej “Brexit” na razie nie służy.

Powered by macrobond.com

Poznaliśmy też wstępne dane na temat rocznej dynamiki CPI w Polsce w maju (+4,8 proc.).

Powered by macrobond.com

Ta miara tempa wzrostu cen towarów i usług osiągnęła najwyższy poziom od 2011 roku, ale na razie utrzymała się poniżej poziomu 5 proc. który od 20 lat powstrzymywał wzrosty.

Podsumowanie: w I kw. br. realny PKB był niższy niż rok wcześniej o 0,9 proc., a ceny detalicznej wyższe o 4,8 proc.

Komentarze

  1. Wojciech Białek (Autor
    Wpisu
    )

    @dociekliwy54:
    “A gdyby tak zrobić analogiczne agregaty pieniężne na danych USA w dłuższym okresie czasu?”

    Tam też roczna dynamika M1 zakręciła w dół z lutowego szczytu, ale nie sposób tego z niczym porównać, bo nigdy wcześniej M1 nie wzrósł w ciągu roku o 357 proc. Poprzedni rekord to +21 proc. w sierpniu 2011.

    1
  2. toya

    Patrząc na rekordowe w historii odczyty PMI dla Szwajcarii (70!) i dokładając do obserwacji Szwecję (rekordowe 69 w ubiegłym miesiącu, a teraz już poniżej – wciąż bardzo wysokich – oczekiwań) można zaryzykowąć tezę, ze to ożywienie osiągnęło już swoje apogeum – wzrost PMI o 100% wydaje się być sufitem w cyklu.

    Szwecja poLehmanowa
    dołek I 2009 – 32.7
    szczyt VI 2010 – 65.9

    Szwecja poCovidowa
    dołek V 2020 – 36.4
    szczyt VI 2021 – 69

    Lato 2021 = lato 2010?

    Nie miałbym nic przeciwko. Też grano wtedy w piłkę. A Pan Wojciech poprowadził rynek za rączkę swoimi prognozami o “Letniej zwyżce”:

    “Wszystko to sugeruje, że delikatne wyjęcie akcji z drżących łapek przerażonych inwestorów powinno okazać się obecnie tym z gestów miłosierdzia, który nie pozostanie bez nagrody wypłaconej jeszcze tego lata.”

    https://wojciechbialek.pl/2010/07/krzyze-smierci-nad-gieldami-i-inne-strachy-na-lachy.html

    4
  3. tmoore

    typu must read; może długie ale warte przeczytania. a że na giełdzie nuda to załączę – szczególnie dla wszystkich uczestników nawalenk polsko-polskich-autor j bartosiak i S@F;

    Jak błyskawica obiegły w ostatnich dniach polskie media informacje o dobiegających z waszyngtońskiej administracji sugestiach, że USA nie zamierzają nakładać nowych sankcji na ukończony już właściwie rurociąg Nord Stream 2. Informacje te zostały ostatecznie potwierdzone i to w nie byle jakim momencie, o oficjalnej rezygnacji z nałożenia sankcji na firmę Nord Stream 2 AG i jej prezesa Departament Stanu poinformował bowiem jeszcze w trakcie spotkania sekretarza stanu USA Antony’ego Blinkena z jego rosyjskim odpowiednikiem Siergiejem Ławrowem, do którego to spotkania doszło w środę 19 maja w Rejkiawiku.

    Szok i niedowierzanie części przynajmniej polskich środowisk eksperckich i opiniotwórczych porównać można jedynie z tym, który stał się ich udziałem na przełomie roku, kiedy to Niemcy i Francuzi – posługując się instytucjami UE w charakterze listka figowego – podpisali umowę o inwestycjach z Chinami. Gdybym liczył na zwiększenie liczby subskrybentów S&F wśród zoomerów, uzupełniłbym ten paragraf o zdanie pod tytułem „zszokowanypikachufejs.zip”.

    Jakimż chichotem historii jest fakt, że rozmowy Blinken – Ławrow miały miejsce akurat w Rejkiawiku, a więc w miejscu, gdzie w roku 1986 spotkali się Gorbaczow i Reagan, negocjując traktat rozbrojeniowy START (antenata traktatu New START, o którym w Strategy&Future pisaliśmy). Gwoli wyjaśnienia, do pomyślnego zakończenia negocjacji nad START w Rejkiawiku nie doszło, ponieważ Rosjanie – jak to Rosjanie – trzymali się sztywno sprawdzonej (i, nie ukrywajmy, skutecznej) strategii negocjacyjnej zwanej niekiedy „kremlowską szkołą negocjacji”. A więc twardej metody prowadzenia negocjacji, zakładającej, że z zasady wszelkie negocjacje mają charakter gry o sumie zerowej oraz że każde dobrowolne i niesymetryczne ustępstwo strony przeciwnej należy bez skrupułów wykorzystać.

    Kiedy z Rosjanami rozmawiali przedstawiciele administracji amerykańskiej cechujący się tolerancją na niepowodzenie negocjacji i nie dążący do porozumienia za wszelką cenę (do głowy przychodzi przede wszystkim Ronald Reagan, ale też Gerald Ford), rezultatem najczęściej był albo pat (jak w roku 1986 właśnie), albo też Amerykanom udawało się osiągać satysfakcjonujące dla nich parametry porozumienia. Jednak kiedy po drugiej stronie stołu negocjacyjnego siedzieli idealiści i/lub gołębie (chociażby Jimmy Carter czy, do pewnego stopnia, Bush starszy), wtedy Rosjanie, to stawiając nowe warunki, to przeciągając negocjacje ad infinitum, to grożąc ich zerwaniem, „ugrywali” w negocjacjach to, co chcieli – a więc maksimum ustępstw ze strony Stanów Zjednoczonych – i nie czynili żadnych ustępstw własnych. Tak było podczas mających miejsce w 1979 roku negocjacji w sprawie traktatu SALT II w Wiedniu, kiedy to idealistyczna wizja rzeczywistości administracji Cartera zderzyła się ze ścianą kremlowskiej szkoły negocjacji, uosabianej przez Andrieja „Mr. Niet” Gromykę. Amerykanie oddawali w ich toku wszystkie cele negocjacyjne, byle tylko dojść do porozumienia z Rosjanami. Rezultatem był układ tak fatalnie niedoskonały, że ratyfikacji go odmówił ostatecznie Kongres USA.

    Jestem gotów postawić niewielką sumę pieniędzy, że czwartkowe rozmowy pomiędzy Rosjanami i Amerykanami przebiegały w podobnym tonie i duchu co te w roku w 1979. I tu mieliśmy do czynienia z jednej strony z produktem pozimnowojennej szkoły dyplomacji Departamentu Stanu w osobie Antony’ego Blinkena – przedstawiciela liberalnego, idealistycznego establishmentu ze Wschodniego Wybrzeża (gdybym chciał używać zgranych etykietek, powiedziałbym „Wilsoninan”). Po drugiej siedział produkt dyplomacji sowieckiej par excellence: Siergiej Wiktorowicz Ławrow (człowiek wielokrotnie porównywany do Gromyki) – absolwent MGIMO, zaczynający karierę w dyplomacji za głębokiego ZSRR. To musiało być zderzenie ziła z elektryczną hulajnogą.

    Pierwszy kontakt z rzeczywistością Blinken zaliczył w Anchorage, gdy tonem przedszkolanki próbował strofować Yang Jiechi i w odpowiedzi otrzymał kontrę w postaci 20-minutowej tyrady, łącznie z przypomnieniem, że gdy wcześniej Stany Zjednoczone wdawały się w konflikt z Chinami, nie kończyło się to dla nich dobrze. Drugi natomiast przyszedł wraz z kwietniowym kryzysem na Ukrainie. Wówczas to groteskowe próby zademonstrowania przez Stany Zjednoczone determinacji (takie jak chociażby wypowiedziane poza jakimkolwiek kontekstem i dziwne po prostu słowa Joe Bidena o Putinie) zakończyły się w momencie, gdy Rosjanie powiedzieli „sprawdzam” i w odpowiedzi na miałką retorykę zademonstrowali realne zdolności, najpierw gromadząc siły przy granicy z Ukrainą, a następnie wycofując je, kiedy uznali to za stosowne. W trakcie kwietniowych napięć pomiędzy Ukrainą a Rosją Amerykanie nie zdecydowali się na wysłanie swych okrętów na Morze Czarne – mimo że wcześniej zapowiadali, że to właśnie zrobią – obawiając się, że krok ów mógłby doprowadzić do eskalacji. Losy Kijowa zależały więc całkowicie od Moskwy – która najpierw podjęła decyzję, aby wojska przy granicy z Ukrainą zgromadzić, a potem wydała rozkaz, z pozoru przypominający kaprys, ich powrotu do baz macierzystych. W praktyce Amerykanie byli całkowicie poza grą. Narzędziem budowania zaufania u sojuszników na Półwyspie Arabskim czy w Europie Środkowo-Wschodniej są teraz puste gesty, takie jak sorties bombowców B-52, które przelatują czasami nad naszym krajem. Problem polega na tym, że tego rodzaju demonstracje mogą zaimponować tylko Hotentotom w półkolonialnych wygwizdowach, którzy z rozdziawionymi gębami przyglądają się żelaznym ptakom szybującym w przestworzach, wysnuwając z tego widoku wniosek, że nasz sojusznik, wróć, przyjaciel i druh, jest tak potężny, jak był zawsze, i obroni nas w razie konieczności. Państwom poważnym, jak Rosja, tego rodzaju demonstracje zaimponować nie mogą, w związku z czym z coraz większą śmiałością testować będą Stany Zjednoczone.

    Być może teraz Blinken uznał – licząc, jak każdy szanujący się biurokrata z Departamentu Stanu, na wzajemność – że po kampanii nacisków (jakkolwiek śmieszna by ona była) czas na détente i marchewkę dla Rosjan w postaci nie tylko spotkania, ale również anulowania sankcji nałożonych uprzednio na projekt drugiej nitki gazociągu Nord Stream – choć tu przyznać należy, że adresatem tego komunikatu byli przede wszystkim Niemcy, na których najwyraźniej Biden planuje oprzeć swoją politykę w Europie. Rosjanie, którzy – założymy się? – kontynuują dyplomację w stylu Gromyki, marchewkę przyjęli, nie podziękowali i spokojnie czekają na kolejne rozdanie. Nie oznacza to zdaniem autora tego tekstu wstępu do nowej Jałty. Nie dlatego, że nie istnieją racjonalne przesłanki, dla których Waszyngton nie miałby podjąć próby „odwrócenia” Moskwy; prawdę mówiąc, działanie takie z punktu widzenia Waszyngtonu jest zupełnie racjonalne. Ba, po odpowiednio długim czasie i Rosjanie mogą dojść do wniosku, że niebezpiecznie jest być junior partnerem swojego sąsiada. Sądzimy jednak, że obecnie Rosjanie nie czują palącej potrzeby „odwrócenia” swoich sojuszy – po pierwsze dlatego, że sytuacja do tego nie dojrzała, a po drugie nikt nie zmienia sojuszy poprzez dołączenie do obozu, który nie radzi sobie najlepiej, i opuszczenie tego, który jest na fali wznoszącej.

    Pomimo tego część komentatorów uznała, że spotkanie dyplomatów w Rejkiawiku to niechybna zapowiedź – ba, początek – przygotowań pod zorganizowanie nowej Jałty, znanej również w anglojęzycznym świecie jako „odwrócony manewr Nixona”, co wbrew pozorom nie jest odwołaniem się do pozycji seksualnej, ale do lustrzanego odbicia manewru dyplomatycznego przeprowadzonego przez duet, nie zawsze dobrze współpracujący, Henry Kissinger – Richard Nixon. W ramach tego właśnie projektu – kontynuowanego później przez administrację Johnsona i uwieńczonego podczas prezydencji Cartera – Stany Zjednoczone wykorzystały rosnące podziały pomiędzy Chinami i ZSRR, zapraszając te pierwsze do uczestnictwa w zglobalizowanym systemie wymiany handlowej, utworzonym pod egidą Stanów Zjednoczonych w 1944 roku w Bretton Woods. Richard „tricky Dick” Nixon, ubierając zimny interes geopolityczny USA w słowa spiżowej sentencji, stwierdził, że Stany Zjednoczone „nie mogą w dłuższym terminie pozwolić sobie na niedopuszczenie Chin do wspólnoty narodów”.

    Kissinger i Nixon zapoczątkowali więc proces odwracania Chin, za co zresztą dzisiaj wielu w Stanach Zjednoczonych najchętniej zlinczowałoby stareńkiego Kissingera oraz wykopało i jeszcze raz zabiło Nixona, gdyby tylko praktyki takie nie rujnowały amerykańskiego PR-u. Dołączenie Chin do „rodziny narodów” w praktyce oznaczało bowiem uczynienie z nich taniego zaplecza produkcyjnego pozwalającego niskim kosztem zaspokoić gargantuiczne potrzeby konsumpcyjne świata Zachodu. Jednak niewdzięczne Chiny nie zadowoliły się pozycją dostarczyciela taniej siły roboczej – „węgla”, który podsyca machinę przemysłową świata Zachodu. Nie uczyniły więc Chiny tego, co uczyniła Polska, która dobrowolnie produkuje drugie już pokolenie „węgla” albo wysyłając go za granicę, aby tam mył naczynia w Wielkiej Brytanii czy opiekował się zgrzybiałymi starcami w Niemczech, albo też użytkując go w granicach naszej ojczyzny, gdzie „węgiel” zajmuje się składaniem drzwi od golfa, względnie przekłada sterty papieru jako trybik w globalnych korporacjach.

    Zamiast tego Chiny akumulowały kapitał i wiedzę, krok po kroku zmieniając swoje miejsce w ramach globalnych łańcuchów wartości. Chiny wysyłały również swoich najzdolniejszych ludzi na studia do USA, to prawda. Jednak wraz ze wzrostem zamożności i potęgi Chin – oraz uwiądem Zachodu, pogrążającego się w sofizmatycznych szaleństwach – ci, którzy wyjechali z Chin, aby uczyć się w Stanfordzie, Yale, Cambridge czy MIT, coraz częściej po zakończeniu studiów wracali – i wracają dalej. My wysyłamy za granicę „węgiel” i Chiny czynią to także, ale one potem sprowadzają z powrotem diamenty, oszlifowane na najlepszych zachodnich uniwersytetach.

    Wraz ze wzrostem potęgi Chin coraz jaśniejsze stawało się, że te nie zamierzają grzecznie trzymać się wyznaczonej im przez Stany Zjednoczone roli w globalnym podziale pracy. Samo przekonanie, że może być inaczej, że liczące pięć tysięcy lat imperium zamieszkiwane przez 1,4 miliarda głów będzie grzecznie usługiwać imperium amerykańskiemu, które istnieje – licząc z górką – ćwierć milenium, demonstruje arogancję i odrealnienie amerykańskich elit – którym, nawiasem mówiąc, nie wykazywał się nawet sam Bonaparte, który rzekł kiedyś o Chinach, że są „jak śpiący olbrzym. Kiedy się obudzą, zatrzęsą się fundamenty świata”. Chiny się obudziły, a akuszerką przebudzenia były właśnie Stany Zjednoczone. Po raz pierwszy właściwie w swojej historii, nieprzerwanej od czasów starożytnego Egiptu, przezwyciężyły ograniczające je od zawsze problemy wewnętrzne i otworzyły, czego obawiał się cesarz wszystkich Francuzów, oczy, a następnie zwróciły je z zainteresowaniem ku światu.

    Osobiście uważam, że Stany Zjednoczone były tylko katalizatorem tego przebudzenia, że Chiny prędzej czy później same podniosłyby się ze stulecia upokorzeń, z zacofania i biedy. Biadania amerykańskich analityków, którzy powtarzają, że USA wyhodowały na własnej piersi żmiję, uznaję raczej za coś w rodzaju samooszukiwania się i próby odzyskania – przynajmniej w wymiarze deklaratywnym – sprawczości i kontroli. Jeżeli bowiem byłoby tak, że to USA stworzyły Chiny jak golema, to byłaby to jednak tylko ich kreacja – a własną kreację można przecież unicestwić. Tak jednak nie jest; Chiny stworzyły się same, a Stany jedynie im w tym pomogły.

    W pewnym momencie rosnąca potęga gospodarcza Chin – która jest możliwa dzięki utrzymywanemu przez Stany Zjednoczone porządkowi międzynarodowemu, na którego straży stoi zresztą przecież amerykańska siła zbrojna, uosabiana przez należące do US Navy superlotniskowce, zaczęła niepokoić Stany Zjednoczone. Podobnie zresztą jak forsowany przez Chiny plan utworzenia infrastruktury transportowej rozpościerającej się na całą Eurazję, co – gdyby plany te się zmaterializowały – oznaczałoby stworzenie ekosystemu gospodarczego całkowicie niezależnego od Waszyngtonu, ale funkcjonującego z namaszczenia i pod kontrolą Pekinu. Niedopuszczenie do sytuacji, w której pojedyncze państwo byłoby w stanie zdominować Eurazję, jest dla Stanów Zjednoczonych absolutnym priorytetem, dla którego Waszyngton dwukrotnie wchodził do wojen światowych i jeżeli zajdzie taka potrzeba, wejdzie po raz trzeci. Trudno więc nie zgodzić się, że zagwarantowanie sobie przez Stany Zjednoczone jeżeli nie przychylności, to chociaż neutralności Rosji w wielkim konflikcie z Pekinem jest grą wartą świeczki. A czymże jest los Ukrainy, państw bałtyckich czy nawet Polski, jeżeli miałoby się dzięki poświęceniu tychże tej trzeciej wojny światowej uniknąć? No i czy pisząc w ten sposób triumfalną kartę losów Polski, kolejną już po II wojnie światowej, nie bylibyśmy wtedy prawdziwym zwycięzcą – zwycięzcą moralnym?

    8
    1. Guy Fawkes

      Nasza sytuacja jest taka sama, jak przed WW2.
      Tak samo jak wtedy, usiaki zapłacą nami, byle tylko zrealizować stały fragment gry strategiczney anglosaskiey, czyli naprowadzenie pretendenta na kurs kolizyjny z heartlandem.

      A więc wojna i front na Wiśle.

      Całe szczęście istnieje broń nuklearna, która sprawi, że w wyniku hatlendło wszystkie imperia zginą i świat powróci do właściwych proporcji.

      1
    2. Max2

      P. tmoore

      Nie rozumiem tego “zdziwienia” i robienia “wielkich oczu” przez polityków. Fiasko polityki zagranicznej było wpisane w “tradycje” Polaków.
      Cykliczność historii wynika z zachowania jednostek żyjących w określonej kulturze, które przekłada się na losy narodów. Wybitna jednostka ze swoimi kompleksami jest sumą kompleksów narodu (odpowiednio ukierunkowanych) Krzykliwe hasła o “patriotyzmie” nijak się mają z rzeczywistością gdyż powody działania człowieka są ukryte za fasadowością. (Pierwszy powód działania człowieka jest fałszywy (gdy się tłumaczy) drugi prawdziwy) Obecna ekipa wszystko tłumaczy “patriotyzmem” a tak naprawdę chodzi o “Pisowską rodzinę na swoim” Jesteśmy (jako Polacy) “zaprogramowani” w swojej mentalności. (to osobny temat kompleksów, myślenia życzeniowego, i naiwności wyznawanego przez nas honoru – projekcja swoich myśli na innych)
      Niestety po fiasku polityki zagranicznej przyjdą problemy gospodarcze. Nasze zbliżenie do Turcji ( o tym że idziemy drogą Turcji pisałem 6 miesięcy temu) spowoduje reakcję naszych sojuszników i obawiam się że sytuacja gospodarcza za jakiś czas będzie taka jak w Turcji.

      3
                1. macarek

                  Jest wykupiony, ale jaka bedzie forma korekty – nie wiadomo. Trzymam papier już od tamtego roku więc mam “cały ruch” – zatem nie mam zamiaru polować na korekty.
                  Bardziej mi chodziło o to, iż obecność takich rajdów świadczy nie tylko o danej spółce ale o rynku jako całości.
                  Większość korekt jest bardzo łagodnych ale długich i męczących dla standardowych day-traderów. Czyli znać “kupca” – po drugiej stronie ktoś cierpliwy, zbierający – tak jak np. całą sesję było widać odwrót – jednak nie wywołało to żadnej paniki ani przyspieszenia. Pełna kontrola – ostatni raz coś takiego widziałem maj-wrzesień 2003, gdzie jeszcze byłem nastawiony na granie na futures i przegapiłem start akcji…

                  1. Guy Fawkes

                    Rynek jest wykupiony na pierwszy rzut oka, ale może jeszcze coś pociągnąć, jak rynek jest dobry to wystarczy jedna świeczka miesięczna w dół i jedziemy dalej.

                    Alior zanim zrobi korektę, może jeszcze wyjść do góry 30% np.

                    Nie zajmuję się giełdami, zwłaszcza bananem, więc trudno mi powiedzieć.

  4. sumadartson

    @Lord Guy Fawkes
    Świetny wykres, jeno C/Z jakby zaniżone historycznie.
    Pamiętam że w maju 2006 spośród 40 dużych i średnich nie znalazłem bodaj żadnej z P/E poniżej 20.
    Zająłem stado shortkoni na wig20 i po miesiącu sakwa ×200%.
    Większość miała C/Z powyżej 30 a z 10 jechało na stratach, a na wykresie w maju 2006 średnia 22?
    Chyba lipa

    1. macarek

      Zapomnij o historycznym C/Z – ten prognozowany to co innego ale wymaga dużej wiedzy i danych.
      Zobacz na przykład jak tutaj rośnie wartość kapitału i suma bilansowa:
      https://www.biznesradar.pl/raporty-finansowe-bilans/PKO
      Jak weźmiesz pod uwagę, iż akcje były po 40 przy 2 razy mniejszych sumach obu 10 lat temu oraz, że rosnąca inflacja wpłynie na wzost odsetek od np. obligacji, to musisz sobie zdać sprawę jak mocno skoczy ten zysk w kolejnych kwartałach. I ten przyszły C/Z się liczy – teraz PKO wykazało strate na papierowej rezerwie na ugody CHF na 6 mld, a w tym roku zarobi prawie 5 mld na czysto a rezerwa obniży podatek. przy 5 mld masz c/z 10 więc do np. 15 może rosnąć bez przewartościowania. A dopiero przewartościowanie jest końcem trendu.
      Dlatego banki rosną na potęgę bo scenariusze pisane w tamtym roku o stratach kredytowych sie nie sprawdziły, za to inflacja eksplodowała i nie da się jej szybko wyhamować. A to co jest lewarem dla banków to suma bilansowa – generuje odsetki gdy jest wzrost rentowności – a ta jest ogromna teraz i wreszcie pracuje po stopie 1,9% a nie 0% jak rok temu.
      https://stooq.pl/q/?s=10ply.b

    2. Guy Fawkes

      Moja analogia nawet mogłaby się zgadzać fundamentalnie z falą 2003-2007.

      Wtedy to była zdaje się fala akcesyjna, z nadzieją na transfery floty z ojro sovietów. No a teraz przecież też nadchodzą lata plano Marshallowskie, tak czy nie?

      Na razie destansujemy się od towarzyszy amerykańskich, więc towarzysze niemieccy nie będą nam przykręcać kurka, żeby nas nagrodzić za dobre sprawowanie. Chyba nie będą nawet w najbliższych latach wciskać nam tego całego zboczeństwa, żeby nas nie denerwować:))

      1
      1. sumadartson

        Zboczeństwa?to zarówno nam jak im wciskają rotchildy abyśmy wkurzali się na pierdy a nie na ich bogactwo i pazerność.
        A mi tam jedni i drudzy zwisają. Żeby do czegoś dojść trza wkurzać się wyłącznie na siebie.
        Lustrzanka na krypcie, czyli jeszcze z półtorej niedzieli nad 30 kilo za btc. A potem wybicie na 25, powrót na 30 (albo nie) i stabilizacja poniżej 1 kilo.

        1
    1. Guy Fawkes

      @Lord Mac Erson

      No cóż, flash crash zawsze przydarzyć się może, ale nie uważam, żeby w najbliższym czasie było coś poważnego.

      Wysłannicy Rzeszy od spraw zagranicznych i gospodarczych negocjują właście w Waszyngtonie zasady nowego otwarcia. Rzesza musi sporo dostać od usiaków, aby ci mogli się na nią spuścić, oder?

      Myślę, że najbliższe lata będą dobre dla Rzeszy, i dla nas przy okazji.
      Może się popsuje później, ale Kuznetz będzie wykorzystany jak należy.

      https://www.tradingview.com/x/irpEWXJx/

      @Ksiądz Sumadartson

      Jak z powyższego wynika, przykro mi będzie patrzeć na jazdę shortkonną do tyłu osoby duchowney postojanno przez trzy roki.
      Byle nie w sutannie:))

      1. Guy Fawkes

        Obawiam się Lordzie Mac Erson, że łolstrit to już nie jest rynek, tylko polityka.

        Załamanie może nastapić, ale w wyniku poważnych zdarzeń globalnych typu ersibatl, a na to się w najbliższym czasie nie zanosi. Raczej a pewno nie w bieżącym cyklu bitkonnym.:))

    1. Smerf-Ciamajda

      “listopadowy deszcz” co ta przenośnia oznacza , bo nie łapię?
      Mam podobnie jak szlachcic, zawsze respekt przed niedźwiedziami, a teraz jakoś dziwny brak strachu przed korekta, nawet wczoraj dobrałem trochę elLek na akcjach.
      Mnie się wydaje ze im mniejszym kapitałem ktoś operuje, tym bardziej podatny na uczestnictwo we wzrostach (ostatnie 14 mcy), a największy sceptycyzm przy prawdziwie dużych pieniądzach (wiadomo tu nie ma miejsca na pomyłkę, bo to kosztuje).

      2

Dodaj komentarz