W zażartym wyścigu o to, kto poda najniższą prognozę wzrostu PKB w naszym kraju w 2009 roku Międzynarodowy Fundusz Walutowy (-0,7 proc.) został wyprzedzony przez Komisję Europejską, która zalicytowała -1,4 proc. Wszystkich jednak z łatwością przelicytował były minister finansów w rządzie Marka Belki Mirosław Gronicki, który wyskoczył z -2 proc.
"Ja po prostu czytam liczby. Jeśli patrzę na dane GUS, z których wynika, że spada nam eksport, inwestycje bezpośrednie i produkcja przemysłowa, to wnioskuję, że nie możemy mieć w tym roku wzrostu gospodarczego. Tylko niższe wpływy z inwestycji bezpośrednich mogą nas kosztować w tym roku 2 proc. PKB. A to dopiero wierzchołek góry lodowej. Spadają inwestycje mieszkaniowe i nie widać, by banki odblokowały kredyty dla firm. Wszystko to ma ogromny wpływ na wzrost gospodarczy. Gdy w ostatnim kwartale 2008 r. rozwijaliśmy się w 3-procentowym tempie, a wtedy kryzys dopiero się zaczynał, to w całym 2009 r. trudno oczekiwać wzrostu PKB."
Należy się szacunek za nonkonformizm, rzadki wśród zwykle bardziej zrównoważonych ekonomistów. Pozytywne wrażenie pogłębia zdolność byłego daradcy banku inwestycyjnego Goldman Sachs radykalnego szybkiego weryfikowania swoich opinii. W październiku ub. r. roku w jednym z wywiadów mówił bowiem – występując pod szyldem Goldman Sachs – jeszcze tak:
"Polski nie dotknie kryzys, który teraz obserwujemy nad Dunajem, ale już widzimy, że jego odpryski wpłyną zarówno na nasz kraj, jak i na cały region. Te odpryski to osłabienie złotego i pewna utrata zaufania do warszawskiej giełdy. Ale na razie na tym się skończy. Poza tym polska ekonomia jest znacznie większa, bardziej zróżnicowana niż węgierska, więc jeśli dojdzie do nas kryzys, to będzie on widoczny w bardzo łagodnej postaci."
Na rozstrzygnięcie frapującej kwestii, czy Mirosław Gronicki zostanie nowym guru polskich "niedźwiedzi", przyjdzie nam poczekać do początku przyszłego roku. Napięcie oczekiwania proponuję rozładować zajmując się bardziej przyziemnymi kwestiami, czyli analizą najnowszych statystyk publikowanych za oceanem (poniżej posłużę się obficie cytatami ze swojego Raportu tygodniowego sprzed tygodnia).
Pierwszego dnia maja Institute of Supply Management podał jak co miesiąc wartość swojego wskaźnika koniunktury w amerykańskim przemyśle. Wartość indeksu ISM Manufacturing będącego syntetyczną oceną przedsiębiorców sytuacji w przemyśle przetwórczym USA zanotowała w kwietniu skok z 36,4 pkt. do 40,1 pkt. To już 4-ty miesiąc wzrostu z jednego z 5-ciu najniższych w 60-letniej historii tego wskaźnika poziomów zanotowanego w grudniu (32,9 pkt).
Jakkolwiek udział przemysłu przetwórczego w gospodarce USA systematycznie spadał od czasu zakończenia II Wojny Światowej to jednak wskaźnik ISM Manufacturing nie przestał być jednym z podstawowych narzędzi pozwalających oceniać rozwój koniunktury w całej amerykańskiej gospodarce. Wartość współczynnika korelacji pomiędzy rocznymi zmianami PKB w USA a wartości ISM Manufacturing wynosiła w kolejnych dekadach 0,82 (lata 50-te), 0,75 (lata 60-te), 0,82 (lata 70-te), 0,86 (lata 80-te), 0,67 (lata 90-te) oraz 0,85 (obecna dekada). Jak widać pomimo spadku w latach 90-tych, który można wiązać z rozwojem innych niż przemysł przetwórczy gałęzi gospodarki, obecna dekada przyniosła ponowny wzrost zdolności tego wskaźnika nastrojów panujących w przemyśle do odzwierciedlania ogólnego poziomu koniunktury w całej gospodarce. Omawiany wskaźnik jest interesujący również z tego względu, że wykazuje zwykle pewne wyprzedzenie w stosunku do zmian PKB. W latach 50-tych wynosiło ono 5 miesięcy, w latach 60-tych 4 miesiące, w latach 70-tych zanikło, by w latach 80-tych ponownie wzrosnąć do 4 miesięcy, a od lat 90-tych spaść do 2 miesięcy. Zależność pomiędzy wartością ISM Manufacturing (oscylującą wokół poziomu 50 pkt.) a dynamiką roczną PKB przedstawiona została na poniższym wykresie (przy 2-miesięcznym przesunięciu typowym dla ostatnich kilkunastu lat). Jak widać trwający od grudnia wzrost oceny koniunktury w przemyśle w wykonaniu przedsiębiorców ankietowanych przez Institute of Supply Management zapowiada rychłe odbicie się w górę tempa ogólnego wzrostu gospodarczego z obecnego najniższego od 27 lat poziomu.
Szanse takiego odbicia koniunktury w górę sugerowanego przez zachowanie omawianego wskaźnika można próbować oszacować analizując wszystkie podobne przypadki minionego półwiecza. Od grudniowego dołka ISM Manufacturing wzrósł już o 7,2 pkt. Interesować nas więc tu będą historyczne odbicia w górę tego wskaźnika o przynajmniej 7 punktów. Równocześnie weźmiemy pod uwagę tylko tego typu odbicia następujące z poziomów spójnych z ogólną recesją w gospodarce. Przyjęto tu, że takim poziomem wartości wskaźnika ISM rozdzielającym wzrost gospdodarczy od recesji (rozumianej jako spadek PKB rok do roku) jest 42,7 pkt. Poziom ten zaznaczony został na powyższym wykresie poziomą linią.
Tak więc jako sygnał analogiczny do wygenerowanego 9 dni temu uznany został wzrost wartości ISM Manufacturing o przynajmniej 7 punktów startujący z poziomu niższego niż 42,7 pkt. W okresie minionych 56 lat wystąpiło 9 tak zdefiniowanych sygnałów. Ten wygenerowany przez publikację ISM 1 maja jest 10-tym od 1953 roku. Oto daty publikacji analogicznych sygnałów z przeszłości (przy założeniu, że wartość ISM Manufacturing za poprzedni miesiąc publikowana była zawsze pierwszego dnia następnego miesiąca): 1 marca 2002, 1 lipca 1991, 1 stycznia 1983, 1 września 1980, 1 czerwca 1975, 1 lutego 1971, 1 maja 1961, 1 czerwca 1958 oraz 1 kwietnia 1954.
Znając powyższe daty możemy sprawdzić, co działo się w gospodarce amerykańskiej zarówno w okresach je poprzedzających jak i – co ciekawsze – późniejszych. Te 9 ścieżek dynamiki rocznej PKB w 6 letnich okresach przed (36 miesięcy) i po (również 36 miesięcy) wystąpieniu zdefiniowanego wcześniej sygnału na ISM Manufacturing przedstawionych zostało poniżej.
Widać – choć niezbyt wyraźnie ze względu na plątaninę linii – że w przeszłości analogiczne do piątkowego sygnały pojawiały się w okolicach dna recesji gospodarczej. Wniosek ten staje się jeszcze bardziej oczywisty, gdy dokona się uśrednienia tych 9 ścieżek zmian rocznych PKB. Ta średnia została przestawiona poniżej na tle ścieżki dynamiki PKB z ostatnich 3 lat (2006-09).
Jeśli historia minionego półwiecza ma być tutaj wzorcem, to płynie z niej wniosek, że gospodarka USA już 2 miesiące temu minęła najniższy punkt recesji (rozumiany jako punkt najmniejszej dynamiki rocznej realnego Produktu Krajowego Brutto), a następne 12 miesięcy stać będzie pod znakiem systematycznie przyspieszającego tempa wzrostu gospodarczego (czy też raczej początkowo systematycznego spadku skali ujemnej dynamiki).
W okresie minionych 56 lat dynamika roczna PKB w USA wracała średnio do wartości dodatnich już w trzecim miesiącu od apogeum recesji. Tym razem ponieważ skala załamania była większa (-2,6 proc. r/r) w porównaniu do średniej z poprzednich 9 recesji (-1,3 proc.. r/r) zapewne zajmie to więcej czasu. Ponieważ dotychczasowa dynamika ostatniego spowolnienia nie różniła się specjalnie od średniej dynamiki recesji z przeszłości, to można szacować, że zajmnie to ok. pół roku, do czasu, kiedy "efekt bazy" – porównanie z gwałtownym załamaniem produktu, które nastąpiło w IV kw. 2008 – spowoduje pojawienie się dodatnich dynamik wzrostu.
Na podstawie tej uśrednionej ścieżki dynamiki PKB po pojawieniu się sygnału, o którym to mowa, można oczekiwać szczytu ożywienia – punktu o najwyższej dynamice – w okolicach maja 2010. Ze względu na wynoszące w ostatnich 2 dekadach średnio ok. 4 miesiące – wyprzedzenie zmian cen na amerykańskim rynku akcji w stosunku do zmian PKB, daje to szacunkowy moment uzyskania przez trwające odbicie cen na NYSE (w trakcie pierwszych 2 kalendarzowych miesięcy najbardziej dynamiczne od 1975 i 1938 roku) swego apogeum (maksimum dynamiki rocznej S&P 500) w okolicach stycznia przyszłego roku. Ponieważ od początku stycznia tego roku ceny akcji na Wall Street uległy trwającemu 2 miesiące załamaniu, to ta styczniowa orientacyjna data szczytu dynamiki cen akcji jest w praktyce tożsama z sugestią szczytu w ujęciu bezwględnym w styczniu 2010 (analogicznego do szczytu DJIA ze stycznia 2000 roku). Ta prognoza będzie konkurować w przyszłości z alternatywnym oszacowaniem sugerującym jako koniec trwającego odbicia wrzesień 2009 (w rok po ostatnim momencie, w którym ceny akcji pozostawały jeszcze na względnie wysokim poziomie przed krachem wywołanym upadkiem banku Lehman Brothers.).