We wtorek 30 września amerykański rynek akcji minął optymalny z punktu widzenia cyklu prezydenckiego moment na zakup akcji. W okresie minionych 80-ciu lat w trakcie ostatnich 20-tu 4-letnich cykli prezydenckich ani razu kupując S&P 500 na koniec III kwartał drugiego roku po wyborach prezydenckich w USA i sprzedając 5 kwartałów później na koniec roku przedwyborczego nie ponieślibyśmy straty. Minimalny zysk w tej strategii wyniósł +1,8 proc., maksymalny +47,9 proc., średni +25,4 proc., a mediana tych 20 15-miesięcznych stóp zwrotu +29 proc. Nie słyszałem o strategii o bardziej korzystnych – oszacowanych na podstawie przeszłości – parametrach. W efekcie poniższa projekcja zachowania S&P 500 stworzona przez uśrednienie tych 20 ścieżek indeksu startuje od sesji zerowej (odpowiadającej 30 września drugiego roku po wyborach) do dynamicznego wzrostu:
Oczywiście nie oznacza to, że za każdym razem co 4 lata S&P 500 zaczyna rosnąć na początku października i rośnie nieustannie przez następne 5 kwartałów. Jak widać na poniższym rysunku przedstawiającym te 20 ścieżek indeksu obejmujących 15 miesięcy jakkolwiek zawsze na koniec indeks wychodził na plus, to po drodze mógł notować przejściowe straty.
Najgorzej było w latach 1938-39, kiedy to po drodze można było zaliczyć nawet -15,8 proc. stratę.
Można to zinterpretować tak, że w najgorszym przypadku S&P 500 może w okresie następnych 5 kwartałów spaść przejściowo najwyżej do poziomu 1660 pkt., czyli do poziomu z dołka z października ub. r. Takiemu zdarzeniu można przypisać – jeśli traktujemy cykl prezydencki poważnie – niskie prawdopodobieństwo 5 proc.
Drugi najgorszy wynik to -11,2 proc. w latach 1934-35. W 18 pozostałych przypadkach (90 proc.) największy spadek nie przekroczył 10 proc. Czyli na 90 proc. do końca przyszłego roku S&P 500 nie spadnie poniżej pozimu 1751 pkt. czyli poziomu tegorocznego dołka z lutego.
W 3 przypadkach skala przejściowego spadku zmieściła się w przedziale -5 – -10 proc. (-9,8 proc. w latach 1978-79, -8,2 proc. w latach 1946-47 i -5,7 proc. w latach 1998-99. W 15 przypadkach (75 proc.) kupując S&P 500 na koniec września drugiego roku po wyborach nie notowaliśmy po drodze do zysku na koniec roku przedwyborczego przejściowej straty większej niż 5 proc.
Spośród tych 20 historycznych epizodów można wybrać te, w trakcie których S&P 500 wykazywał najwyższą korelację z tym co indeks robił w okresie minionych 12 miesięcy. Z tego punktu widzenia obecna sytuacja jest najbardziej podobna do tej z początków października w latach 1998, 1946, 1986, 2006, 1994, 1954 i 1990. Poniżej porównanie zachowania S&P 500 w trakcie minionego roku ze tymi “najbardziej podobnymi” ścieżkami:
W połowie z tych przypadków (3 na 6) zysk, który można było osiągnąć w trakcie tych 5 kwartałów przekraczał 40 proc., w 2/3 przypadków (4 na 6) przekraczał jedną trzecią, a w 5 na 6 przypadków przekraczał 17 proc. Tylko jeden z tych 6 sygnałów (ten z 1946 roku) był wyraźnie nieudany.
Średnia i mediana stóp zwrotu po 5 kwartałach od zakupu wynosi dla tych 6 sygnałów +22,9 proc., a więc jest nieco gorsza, niż w przypadku średniej i mediany dla wszystkich 20 przypadków. Po części wynika to zapewne z negatywnego wpływu krachu z 1987 roku, który drastycznie redukuje wysokość dodatniej stopy zwrotu z sygnału z końca września 1986. To sugestia, że rynek rosnący tak mocno jak w ciągu ostatniego roku może mieć problemu z utrzymaniem takiej dynamiki w trakcie kolejnych 5 kwartałów.
Sprawdźmy więc, jak jak wyglądały ścieżki S&P 500 po sygnałach, które pojawiały się w drugich latach cyklu prezydenckiego, w których indeks notował na koniec września roczną stopę zwrotu przekraczającą +10 proc. (na koniec tego września było +17,3 proc.). Takich przypadków było cztery w latach 1950, 1954, 1958 oraz 1986. Ścieżki z lat 1954-1955 i 1986-1987 był już prezentowane wyżej, więc poniżej tylko przypadki z lat 1950 i 1958:
W przypadku tych 4 sygnałów pojawiających się w momencie, gdy S&P 500 notuje dynamikę roczną przekraczającą 10 proc. średnia stopa zwrotu po następnych 5 kwartałach wynosi +22,4 proc. w mediana +20,9 proc.
Na obu przedstawionych wcześniej listach pojawiły się lata 1954 i 1986. Gdybym miał wskazać swego osobistego faworyta, to byłby to rok 1954-ty, który dodatkowo jest podobny do obecnego z punktu widzenia cyklu dekadowego (“decennial pattern“).
Ścieżki tych 8 najbardziej podobnych do obecnego przypadków nigdy nie spadały w trakcie pierwszych 6 miesięcy po sygnale o więcej niż -5,7 proc. Spadając w środę 1 października o -1,3 proc. S&P 500 wyczerpał już część tego “maksymalnego” potencjały spadkowego pojawiającego się po “podobnych” do obecnego sygnałach.
Z ostatecznym ogłoszeniem “końca” zagrożenia spadkami proponuję jednak poczekać do Wszystkich Świętych czyli do sezonowego minimum cen akcji. W końcu jakkolwiek to wrzesień jest historycznie najgorszym dla amerykańskich akcji miesiącem, to jednak październik – “miesiąc krachów” – też potrafi zaskoczyć in minus.
Oczywiście obecnie z jakichś względów po tym jak w 20 rzutach monetą wypadł orzeł (więc nabraliśmy graniczących z pewnością podejrzeń, że moneta nie jest symetryczna i obstawianie orła jest opłacalne), może jednak wypaść reszka. Jeśli powyższą statystykę znam ja, to powinny ją znać również grające na giełdach komputery. W teorii więc ta prawidłowość powinna zostać prędzej czy później zniszczona (np. podwyższone stopy zwrotu przesuną się w stronę III kw. drugiego roku po wyborach, i “zabraknie ich” w IV kw. roku przedwyborczego). Warto zauważyć, że zarówno 4 lata temu jak i 8 lat temu stopy zwrotu z zakupów czynionych na koniec września drugiego roku po wyborach były relatywnie niskie – odpowiednio +10,2 proc. i +9,9 proc. W przeszłości nigdy jeszcze nie zdarzyły się dwa kolejne równie słabe cykle, więc być może z taki zjawiskiem zanikania tej prawidłowości mamy już rzeczywiście do czynienia. Tradycyjnie więc pomimo statystycznej atrakcyjności opisanej strategii nie należy na nią raczej stawiać całego majątku. Ale drobną część? Czemu nie.