Kasyno dla inteligentnych.

W zamieszczanych w tym miejscu w okresie minionego roku komentarzach kilkukrotnie przedstawiałem porównanie załamania z lat 2007-2009 i późniejszej – trwającej od 17 lutego 2009 – zwyżki cen akcji na GPW do poprzednich tego typu epizodów z okresu minionych 15 lat (“Historia nauczycielką spekulanta”, “Nowa synchronizacja” i “Przeżyjmy to jeszcze raz”). Zabawa ta oparta była na założeniu, że ostatnia bessa na warszawskiej giełdzie pomimo swego dramatyzmu nie różniła się w swej istocie od trzech swoich poprzedniczek, które rozegrały się w latach 1994-1995, 1997-1998 i 2000-2001. Czyniąc takie założenie, można było zaryzykować wniosek, że i następujące po bessie odbicie cen akcji będzie miało charakter zbliżony do “rynków byka”, która rozegrały się w przeszłości po trzech poprzednich okresach cyklicznej słabości rynku akcji. Trzy różne metody – opisane w komentarzach, do których “linki” znalazły się powyżej – synchronizacji ostatniej bessy i trwającego od roku odbicia cen akcji z analogicznymi ruchami z okresu minionych 16 lat, dały rezultaty, które – po uaktualnieniu – przedstawiam poniżej:

 

 

 

 

 

Jak widać w perspektywie średnioterminowej (przez co rozumiem horyzont czasowy liczony w miesiącach) wnioski wynikające z powyższy projekcji są ciągle relatywnie optymistyczne. Zgodnie z pierwszą z nich opartą na synchronizacji poszczególnych cykli bessa-hossa dokonanych w dołkach kolejnych “rynków niedźwiedzia” cykliczny szczyt WIG-u 20 powinien wypaść – gdyby wszystko odbyło się w “typowy sposób” – na poziomie 2974 w lutym 2011. Według drugiej – opartej na synchronizacji dokonanej w punktach, w który po bessie średnia 45-sesyjna po raz pierwszy przecina od dołu średnią 200-sesyjną szczyt – szczytu hossy należy szukać dopiero w kwietniu 2011 roku w okolicach poziomu 3129. I wreszcie zgodnie z trzecią metodą odniesienia obecnej sytuacji na rynku do wzorców z przeszłości (synchronizacja w punktach, w których średnia 200-sesyjna po raz pierwszy zaczyna rosnąć po okresie bessy) hossa – jeśli ma okazać się typowa – powinna skończyć w marcu 2011 w okolicach poziomu 3263 pkt. dla WIG-u 20. Ponieważ na razie mamy marzec 2010 i WIG-20 na poziomie 2412 pkt., to na podstawie powyższych rozważań otrzymujemy szacunek 23,3-35,3 proc. potencjału wzrostowego dla WIG-u, który miałby ulec realizacji w przeciągu najbliższych 11-13 miesięcy.

 Oczywiście skądinąd wiemy , że perspektyw rynku akcji w tym roku będą ściśle związane z dalszymi losami trwającego od roku ożywienia gospodarczego. Do tego tematu trzeba będzie szybko wrócić, bo na horyzoncie widać już kolejne spowolnienie gospodarcze, ale najpierw chciałbym zamknąć na jakiś czas sprawę analogii, które można wywieść z historii cen akcji na GPW.

Powyższe rozważania były próbą odpowiedzi na pytanie, co rynek “zwykle” robi po głębokiej bessie (takiej jak ta z lat 2007-2009). Tymczasem do sprawy można podejść też nieco inaczej zdobywając w ten sposób dodatkowy punktu odniesienia. Otóż odwołując się do definicji cyklicznej hossy jako wzrostu dynamiki cen akcji związanego z fazą ożywienia gospodarczego (fazą przyspieszania tempa wzrostu gospodarczego) można pokazać, że od 1995 roku  były na GPW nie trzy, lecz cztery hossy, bo w latach 2001-2007 zmieściły się dwie fazy ożywienia gospodarczego (2001-2004 i 2005-2007) przedzielone karłowatym spowolnieniem z lat 2004-2005 (rocznym “kacem” po skoku popytu poprzedzającym wejście naszego kraju do UE wiosną 2004). Więcej na tem temat pisałem niedawno w komentarzu “Za wcześnie na bessę?”. Jeśli przyjmiemy taką perspektywę, to trwającą od 17 lutego 2009 zwyżkę cen akcji będziemy mogli porównać nie do trzech “pobessowych” odbić w górę, jak przy poprzednim podejściu, lecz do czterech cyklicznych “rynków byka” z lat 1995-1997, 1998-2000, 2001-2004 i 2005-2007. Na poniższym wykresie zielonymi strzałkami zaznaczono 4 fazy cyklicznego ożywienia tempa wzrostu gospodarczego w naszym kraju i odpowiadające im 4 cykliczne hossy na WIG-u 20:

 

 

Teraz możemy dokonać porównania trwającej od roku zwyżki WIG-u 20 do poprzednich analogicznych cyklicznych wzrostów. Takie porównanie przedstawione zostało na poniższym wykresie:

 

 

Ścieżki 5-ciu kolejnych “rynków byka” na GPW – startujące z wartości 100 – zaznaczono różnymi kolorami (wzrosty od 17 lutego 2009 na czarno). Poziomymi przerywanymi liniami zaznaczono poziomy, na których poszczególne hossy się kończyły (wartości pionowej osi wyznaczają skalę wzrostów w procentach początkowej wartości). Pionowe przerywane linii to momenty końca hossy (a przynajmniej pierwszego momentu, w którym warto sprzedać akcje, bo później nie wydarzy się już nic ciekawego). Liczby na poziomej osi oznaczają liczbę sesji od początku hossy.

Pogrubione ciągłe odcinki tworzące prostokąt, wyznaczone zostały przez momenty zakończenia najkrótszej hossy (1998-2000) i najdłuższej hossy (2001-2004) oraz poziomy zakończenia najsłabszej hossy (2001-2004) i najsilniejszej hossy (1995-1997). Każda kolejna hossa na GPW, która miałaby zmieścić się w “historycznej normie” powinna zakończyć się w tym – nie przychodzi mi do głowy mądrzejsza nazwa – “prostokącie dystrybucji akcji” (kiedyś w przyszłości podczas następnej bessy trzeba będzie stworzyć analogiczny “prostokąt akumulacji akcji”).

Jak widać w styczniu tego roku nasza obecna hossa osiągnęła minimalny obserwowany w przeszłości (w latach 2001-2004) rozmiar. Równocześnie jednak do czasu trwania najkrótszej hossy z przeszłości (X’1998-III-2000) brakowało jej wtedy całe pół roku.

Cztery przedstawione powyżej “ścieżki hossy” można oczywiście uśrednić otrzymując “wzorzec hossy” (pojęcie “wzorca bessy” już się tu kiedyś pojawiło w nieco innym kontekście):

 

 

Jak z tego widać, gdyby obecna cykliczna zwyżka akcji miała okazać się typową hossą, to jej końca powinniśmy szukać dopiero za mniej więcej 11 miesięcy w okolicach poziomu 2903. Otrzymany wniosek jest zbliżony do tego uzyskanego przy zastosowania poprzedniego podejścia. Na zamknięcie środowej sesji WIG-20 miał wartość 2412 punktów. Te 500 punktów różnicy to ok. 20 proc.

Czy powyższy akapit można traktować jako prognozę? Oczywiście nie, bo to, czy trwająca hossa okaże się “typowa” czy nie, zależeć będzie od wielu czynników, przede wszystkim od tego czy “typowa” okaże się faza obecnego ożywienia gospodarczego (choć i to może nie wystarczyć). Jeśli jednak potraktować giełdę jako kasyno (którym przecież trochę jest) dla w miarę inteligentnych – choć trochę chciwych – ludzi, to jest to z pewnością jakiś argument za tym, że w okresie najbliższych miesięcy stawianie pewnej części swoich oszczędności “na zielone” będzie dawało większe prawdopodobieństwo wygranej niż obstawianie “czerwonego”. Wielkość tej “pewnej części” łatwo wyznaczyć medytując przez chwilę na wysokością sumy, utrata 3/4 której  – w największej bessie WIG spadł o 71,6 proc. – nie pozbawi nas spokojnego snu.  A że większe prawdopodobieństwo wygranej niekoniecznie zmaterializuje się w postaci faktycznego zysku. No cóż, wtedy trzeba się będzie zadowolić samą przyjemnością z przystąpienia do emocjonującej gry.

Dodaj komentarz